Rewaloryzacja czy destrukcja?

Znajomy z blogu: http://bryla.gazetadom.pl/blogi/art1900 nadesłał mi zapomniany, a jakże ważny dla historii naszego miasta tekst: „Bytom – projekt rewaloryzacji centrum” pochodzący z miesięcznika „Architektura” nr 11 z roku 1975 (s. 355-357). Tekst odsłania wiele zapomnianych aspektów najnowszej historii Bytomia oraz mentalność ówczesnych środowisk architektonicznych. Jego znajomość wydaje mi się na tyle ważna, że przytoczę tutaj jego obszerne fragmenty i towarzyszące mu ilustracje – wraz z własnymi uszczypliwymi komentarzami, za które z góry przepraszam.

Autor tekstu – Andrzej Gliński – we wstępie pisze:

Bytom jest bodaj najstarszym miastem Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. O powstaniu miasta zadecydowały czynniki najzwyklejsze: warunki fizjograficzne, położenie na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych i handlowych oraz, co jest najistotniejsze, miejscowe bogactwa naturalne – złoża węgla kamiennego i rud cynku. Powstanie miasta średniowiecznego na terenie obecnego śródmieścia przypuszczalnie przypada na wiek XII.

W rzeczywistości cynk zaczęto wykorzystywać w Europie dopiero w XVII wieku, a najstarszy przekaz o wydobyciu węgla kamiennego na Górnym Śląsku (Murcki) pochodzi z 1657 roku. Miasto na obecnym miejscu było lokowane w XIII wieku. Wstęp ujawnia więc brak wiedzy autora nie tylko w zakresie historii Bytomia, ale także historii techniki. Może to tym bardziej irytować, że tekst utrzymany jest w tonie kategorycznym i autorytatywnym.

Dalsza historię oraz stan obecny (rok 1975) Bytomia Gliński podsumowuje:

Losy miasta w okresie międzywojennym oraz tuż po wojnie nie były pewne. Dochodziła do tego niezbyt szczęśliwa działalność ludzi odpowiedzialnych za kształt przestrzenny miasta i jego wyraz architektoniczny. (…) A miasto tętniło i tętni życiem – 187 tys. mieszkańców, 97 tys. zatrudnionych, rozbudowujący się przemysł, wzrastająca rola miasta jako ośrodka centralnego północnego rejonu GOP — wszystko to wymagało szybkich decyzji. Pierwszym optymistycznym symptomem zmian było ogłoszenie przez Towarzystwo Urbanistów Polskich w roku 1972, na zlecenie prezydium MRN w Bytomiu, konkursu otwartego studialnego na opracowanie koncepcji zagospodarowania przestrzennego śródmieścia.

Ta niesławna decyzja Miejskiej Rady Narodowej w Bytomiu z 26 października 1972 roku wywołała entuzjazm biur architektonicznych. Liczyły one, że zostaną dostrzeżone w konkursie co oczywiście wiązało się z prestiżem i korzyściami materialnymi. Nic w tym złego, gdyby projektanci podeszli do swojej pracy w sposób rzetelny, oparli go na wiedzy i doświadczeniu, a projekty powstały z myślą o rzeczywistych potrzebach mieszkańców. Tak jednak nie było.



Przypomnijmy dalszy fragment tekstu z „Architektury”:

Na konkurs wpłynęły 53 prace. Sąd konkursowy nie podjął jednoznacznej decyzji — przyznał 3 równorzędne nagrody zespołom: z Opola, Krakowa i Warszawy. W zasadzie wszystkie prace charakteryzowały się lokalizowaniem centrum prostopadle do osi wschód-zachód w powiązaniu z dworcem PKP i PKS. W opracowaniach zwracało uwagę: poszanowanie historycznego układu urbanistycznego Starego Miasta z tendencja do wydobycia jego średniowiecznego zarysu, nieliczenie się z zabudową XIX-wieczną, przeskalowanie nowych założeń w stosunku do istniejącego miasta i niepreferowanie rozwoju centrum w kierunku zachodnim.

Nieliczenie się z historyczną zabudową było cechą charakterystyczne dla architektów z 53 zespołów! Dziś napawa nas to trwogą, a Gliński, wręcz przeciwnie, w tej sytuacji pozostawał optymistą:

Drugim optymistycznym symptomem zmian było to, że projekty nie poszły do lamusa. W roku 1973, po rezygnacji zespołu opolskiego i krakowskiego, opracowanie planu szczegółowego zagospodarowania przestrzennego śródmieścia miasta powierzono zespołowi warszawskiemu.(…) Podjęli się (oni) zadania przywrócenia jego zabytkowego układu i powiązania go z główną osią kompozycyjna centrum. (…) Najwięcej wątpliwości budzić może wyburzenie bloku między placem Kościuszki i ulica Jainty. Autorzy planu zdecydowali się na to i chyba słusznie. Pomijając małe wartości architektoniczne tego bloku, „zatkał” on naturalne przedpole dawnego miasta. Choć muszę przyznać, że decyzja ta wywołuje mieszane uczucia zarówno z uwagi na oryginalny, wytworzony przypadkowo, kształt placu Kościuszki, jak i na całkowite rozerwanie narosłej tkanki miejskiej. Stworzenie jednak nowego placu — forum miasta pozwala nie tylko na odsłonięcie kształtu średniowiecznego, lecz również na płynne połączenie Starego Miasta z zasadniczym nowym centrum ogólnomiejskim — zespołem trzech domów towarowych.

Niewiarygodne, ale autor uważał, że poprzez wybudowanie betonowych klocków odsłoni kształt średniowiecznego miasta. Klocki miały sięgać daleko na zachód, planowano bowiem także wybudować je w miejscu sądu i wiezienia. To akurat nie dziwi. 1981 roku prokuratorka badała sprawę wyburzenia „kwartału”, więc chęć pozbycia się tych budynków świadczy o dalekowzroczności warszawskich urbanistów.



Na szczęście dla Bytomia, ta radosna twórczość nie została w pełni doceniona i zaakceptowana co oczywiście zasmuciło piewcę betonowych potworów, który w dalszej części artykułu napisał:

Przyznam się, że oglądając prace zaprezentowane przez zespoły Inwestprojektu (dwie z Katowic i jedna z Gliwic) rozczarowałem się. (…) W określone działki „wtłoczono” kubaturę bez oglądania się na otoczenie. Stad wszystkie opracowania cechuje jedno — obcość w stosunku do otoczenia, pretensjonalność brył i agresywność elewacji.

I w tym miejscu powinien być koniec historii optymistycznej, bo na razie nie widać dalszych pozytywnych działań. Władze miejskie Bytomia, konsekwentnie realizujące podstawowe zadania, zleciły w tym roku trzem zespołom opracowanie porównawcze (bo trudno je nazwać konkursem) koncepcji urbanistyczno-architektonicznej fragmentu centrum obejmującego obszar najbardziej dyskusyjny — część placu P. Maciejewskiej aż po istniejący budynek sądu.

Domyślam się, że projektanci z Inwestprojektu nie należeli do kręgu towarzysko-zawodowego Andrzeja Glińskiego, dlatego ten ostro krytykuje ich koncepcję:

W rozmowie z architektem miejskim i głównym projektantem planu szczegółowego padło sformułowanie: ,,W przedstawionych pracach nie ma w ogóle architektury”. A więc co dalej? Architekt miejski jest pesymistą. Rozumiem to — miasto potrzebuje jak najszybciej realizacji, zbyt długo czekało na decyzję.

Oczywiście miasto nie potrzebowało tych koszmarnych i nieekonomicznych projektów, zależało na tym biurom projektowe, szczególnie tym preferowane przez Glińskiego:

Ale z drugiej strony, czy wybranie z trzech złych (lub słabych) jednego projektu do dalszego opracowania jest słuszne? Decyzja wyburzenia XIX-wiecznego bloku była bardzo trudna, kto podejmie takie ryzyko w przyszłości? Moim zdaniem, ażeby nie zaprzepaścić cennych wartości osiągniętych dotąd, należałoby jednak zorganizować konkurs zamknięty, a nawet otwarty – bo dyskusja nad tym fragmentem miasta może naprawdę przypominać burzę, jaka rozpętała się po likwidacji hal paryskich.

W taki sposób przepychali się tak zwani urbaniści sprzed czterdziestu lat. Paradoksalnie dzięki tej szarpaninie termin wyburzeń był odkładany i ostatecznie w 1979 roku destrukcji uległ tylko (!) kwartał między pl. Kościuszki i ulica Jainty. Czterdzieści lat temu mała grupa lobbystów kierująca się chęcią stosunkowo skromnego zysku była w stanie zniszczyć spora część Bytomia. Co państwu to przypomina?

 

 

Bytom – hasie, szkło, bele co – to jednak blog z natury optymistyczny, wierzę więc że nauczeni doświadczeniami z 1979 i 2011 roku bytomianie do kolejnych takich pomysłów nie dopuszczą.


Daniel Lekszycki & Marek Wojcik