Cuda w bytomskich kamienicach – Cześć 1, Medaliony

Bytomskie zabytki, świadectwa historii miasta znikają z dnia na dzień. W miejscu gdzie jeszcze wczoraj stała kamienica jest pusty plac, tam gdzie była stuletnia bogato dekorowana brama są tandetne drzwi z płyty wiórowej. Otaczająca bezmyślność jest przerażająca. Jedyne co mogę zrobić to udokumentować pozostałości dawnej kultury na fotografiach. Stworzyć katalog tych smutnych resztek.

Kamienice, wille i budynki urzędów widoczne są z ulicy. Jednak niektóre detale, szczególnie te znajdujące się we wnętrzach – w sieniach, dziedzińcach, na klatkach schodowych – nigdy nie były opisane i udokumentowane na fotografiach. Dlatego prosimy czytelników o pomoc w stworzeniu takiego wirtualnego katalogu – bytomski detali architektonicznych: rzeźb, malowideł, witraży, metaloplastyki, drzwi, bram, okien, posadzek… Prosimy o przysyłanie zdjęć lub informacji o tych detalach, których nie udało nam się odnaleźć i przedstawić.

Zaczynam od medalionów, dekoracyjnych elementów w formie koła, owalu lub róży – na których znajdują się płaskorzeźby lub malowidła. 

ul. Strzelców Bytomskich 16a, elewacje willi. To jedyne medaliony w Bytomiu, które znajdują się na zewnętrznych elewacjach. Dwie płaskorzeźby przedstawiają kobiety z girlandami kwiatów i owocami winogron,

 

ciąg dalszyhttp://bytomski.pl/viewtopic.php?p=116378

Cesarski Urząd Pocztowy

Budynek dawnego Cesarskiego Urzędu Pocztowego to jeden z najpiękniejszych obiektów architektonicznych w Bytomiu. Usytuowany nieco na uboczu przy ulicy Piekarskiej, nie jest tak znany i popularny jak by na to zasługiwał. Jednak gdy przyjrzymy się jego wyszukanej neomanierystycznej architekturze a przede wszystkim niemającym sobie równych na Górnym Śląsku dekoracjom rzeźbiarskim, przekonamy się o jego rzeczywistej wartości.

 

Dokładne przebadanie dokumentacji z archiwum pozwoliło ustalić architekta. Jego podpis zachował się tylko na jednym rysunku przedstawiającym elewacje frontową. Był nim Ewald von Rechenberg (1861-1934), architekt w Urzędzie Pocztowym Rzeszy.

Podpisani na innych rysunkach, a podawani błędnie w literaturze jako architekci: Fischer i Pein byli tylko miejscowymi kierownikami budowy (Der Örtliche Bauleiter).

Pochodzący ze szlacheckiej rodziny von Rechenberg jest dzisiaj prawie całkiem zapomniany. Udało się ustalić, że zaprojektował także (wspólnie z Ernstem Hake) pocztę w Strasburgu i Oldenburgu.

Ta ostatnia, wykazuje wiele formalnych podobieństw do poczty w Bytomiu. Rechenberg był także autorem wstępnego projektu poczty w Metz i niezrealizowanego projekt podniesienia wież katedry Wrocławskiej.

Bytomski projekt Rechenberga z 1905 roku został zrealizowany w latach 1906-1909. Fasada poczty w części centralnej jest symetryczna, a malowniczości dodają jej asymetryczne fragmenty boczne. Na froncie wyróżniającymi się dwie klatki schodowe zaakcentowane trójbocznymi ryzalitami. 



Na ukośnych pasach, pomiędzy oknami ryzalitów znalazły się płaskorzeźby przedstawiające pocztowe dyliżansy – jeden na kołach, a drugi na saniach. Te rzeźby zostały dosyć dokładnie wykonane według projektu Rechenberga.

Pozostałe dekoracje rzeźbiarskie są jednak inne, niż to założył architekt. Nawiązują one częściowo do manierystycznej architektury, ale częściowo do modnych w tym czasie form secesyjnych. Autora tych rzeźb niestety nie udało się ustalić, lecz jako ciekawostkę dodam, że wspomniane budynki poczty w Strasburgu i Metzu zdobione są podobnymi rzeźbami. Przypatrzmy się tym bytomskim bajkowym stworom, rzygaczowi, faunom, maszkaronom, prawdziwym i fantastycznym zwierzętom…

 

 

i na koniec jeszcze listonoszowi w zworniku bocznego portalu.

 

Więcej zdjęć na naszym FanPage’u.

W obronie miasta

Bytom został otoczony murami obronnymi między rokiem 1281 a 1294. Usytuowanie miasta na wzgórzu sprawiło, że mury wydawały się wyższe od zewnątrz niż od środka (z wyjątkiem części zachodniej gdzie teren był płaski). Zbudowany z kamienia wapiennego mur miał wysokość szacowaną na 6,60 do 9,50 metra, grubość – 2,20 do 2,70 metra, obwód około 1350 metrów i bronił obszaru o powierzchni blisko 12,5 hektarów. Na zewnątrz wykopana była sucha fosa o głębokości około 4 metrów. Zarys linii umocnień widoczny jest nawet dziś, po ponad 700 latach, w owalnym układzie ulic centrum Bytomia.

 

[zdjęcie lotnicze z zaznaczonym przebiegiem murów obronnych – duża rozdzielczość ]

Północno-wschodni narożnik (dzisiejszy plac Grunwaldzki) wzmocniony był przez zamek książąt bytomskich. W obwodzie murów znalazły się prawdopodobnie 24 baszty rozmieszczonych dosyć równomiernie co około 50 metrów.

[mury miejskie i baszty łupinowe w Paczkowie – podobne były w Bytomiu]

Pierwotnie do miasta wiodły dwie bramy: na zachodzie Pyskowicka – przemianowana później na Tarnogórską, a na wschodzie Sławkowska – później nazywana Krakowską.

[podwójny mur obronny i brama z szyją w Paczkowie]

Po podziale miasta w 1369 roku powstała po zachodniej stronie jeszcze jedna brama miejska – Gliwicka. W XV wieku miasto otoczono dodatkowo wałem ziemny, mającym chronić mury przed bezpośrednim ostrzałem artyleryjskim. Po zachodniej stronie, między bramą Gliwicka i Tarnogórską (na terenie dzisiejszej „Agory”) zamiast wału ziemnego zbudowano dodatkowy zewnętrzny niski mur.

Umocnienia Bytomia widoczne są na weducie wykonanej podczas podróży w 1536 roku Ottoheinricha do Krakowa.

Bytom przedstawiony jest od północnego-zachodu. Po prawej stronie można dostrzec wieże bram Pyskowickiej i Gliwickiej. W obwodzie murów jest jeszcze 5 innych wież: prawdopodobnie wieża zamkowa, brama krakowska oraz trzy wysokie baszty. Wieże ta miały około 15-20 metrów wysokości (bez dachu), zwieńczone były krenelażem i dachem namiotowym. Służyły one jako wielokondygnacyjne punkty obronne i obserwacyjne. W ich piwnicach mogło znajdować się wiezienie (tak było pod bramą Krakowską). Bramy miejskie chronione były dodatkowo przedbramiem złożonym z szyi zamkniętej wrotami. Elewacje bram ozdobione były rzeźbami. Prawdopodobnie jedna z takich rzeźb, z bramy Pyskowickiej (Tarnogórskiej) została umieszczona później w portalu kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.

Przedstawia ona dwóch giermków trzymających tarczę herbową (sam herb był tylko malowany lub został skuty w późniejszym czasie). Pozostałe baszty miały prostą formę łupinową i były równe wysokością murom miejskim.

Mury miejskie Bytomia zostały rozebrane na początku XIX wieku. Na zdjęciach z początku XX wieku możemy jeszcze zobaczyć fragmenty około 70 metrowy odcinka przy kościele Franciszkanów.

Niestety podczas budowy hali sportowej w 1929 roku większość i tego odcinka została rozebrana i dzisiaj możemy zobaczyć tylko 25 metrowy fragment.

 

Niewykluczone jednak, że fundamenty i dolne partie murów zachowały się w wielu innych miejscach. Podczas badań archeologicznych odnaleziono odcinki murów na terenie dzisiejszej Agory i przy ulicy Rycerskiej.

Poczytać i podyskutować o murach miejskich Bytomia można także na forum bytomski.pl – zapraszamy.

 

Bytomskie dzieła Wilhelma Hellera

W 2006 roku wyremontowano budynek u zbiegu ulic Prusa i Świętokrzyskiej we Wrocławiu. Kamienica, który przez kilkadziesiąt lat straszyła wrocławian, zmieniła się – dziś wzbudza zainteresowanie i pozytywne emocje.

 

Określana jest jako: „najbardziej oryginalna”, „jedyna taka w Polsce”, „najbardziej zachwycająca kamienica Wrocławia i perełka architektury secesyjnej”. Tak stolica Dolnego Ślaska, pełen gotyckich i barokowych zabytków, chwali się secesyjną kamienicą! 
A My! W Bytomiu jest wiele secesyjnych kamienic. Kilka z nich zaprojektował Wilhelm Heller, architekt wspomnianej na wstępie kamienicy we Wrocławiu. Niektórym z nich także przydałby się remont, a miastu podobna dbałość o wizerunek jak we Wrocławiu.

Ulica Dworcowa 22 – róg Moniuszki


Przechodzą Państwo obok niej codziennie. Niektórzy pewnie pamiętają znajdująca się od strony ul. Moniuszki – „Tosce”. Cofnijmy się jednak do o wiele dawniej do czasów. Do roku 1905, kiedy właścicielem budynku na rogu ulic Dworcowej i Moniuszki (wtedy Gimnazjalnej) był dr Max Bloch*, radca sanitarny i radny miejski Bytomia. Bloch zlecił wrocławskiemu architektowi, Wilhelmowi Hellerowi, zaprojektowanie w tym miejscu nowej, większej, wygodniejszej i bardziej eleganckiej kamienicy.

Na parterze znalazł się sklep i Kulmbacher’owska Piwiarnia, na I i II piętrze dwa rezydencyjne, duże mieszkania, a na III pietrze pracownia fotograficzna i mniejsze mieszkanie.

W elewacji zastosowano specjalną glazurowaną cegłę, w różnych kolorach i różnych rozmiarów, detale architektoniczne wykonano nie tylko ze sztucznego kamienia, ale także – co niezwykle – z metalu. Szklane zadaszenia i metalowe konstrukcje – są najbardziej śmiałą secesyjna realizacją na terenie Górnego Śląska. 

Architekt był niezwykle dumny ze swego dzieła, które opisał w fachowym tygodniku Ostdeutsche Bau-Zeitung. Dzięki temu opisowi wiemy, że podczas otwarcie kamienicy przemawiał architekt miejski Bytomia Carl Brugger oraz znamy nazwy wszystkich podwykonawców, z których zdecydowana większość pochodziła z Wrocławia.

Proszę spojrzeć na te śliczne, a tak zaniedbane detale (Nie powinno wydawać się zgody na wstawianie plastikowych okien w budynku wpisanym do rejestru zabytków!).

Wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie jak ta kamienica wyglądałaby po odnowieniu! Czy będzie ładniejsza od tej wrocławskiej? 

c.d.n.

 

——————
* Max Bloch był współzałożycielem i członkiem zarządu Towarzystwa Muzealno-Historycznego, które dało podwaliny do powstania Muzeum w Bytomiu. Bloch zmarł w 1929 roku. Jego dzieci uciekły przed nazistami do Stanów Zjednoczonych, gdzie ich potomkowie żyją do dziś. 

Łabędź niemy

Łabędź niemy (Cygnus olor) „numer rejestracyjny” 03EE

 

Łabędź niemy może ważyć do 23 kg, to najcięższy gatunek ptaka latającego na świecie! Rekordzista pochodzi z Polski !
[zobacz: http://en.wikipedia.org/wiki/Mute_Swan ]. Trzepot skrzydeł słyszany jest z odległości kilkudziesięciu metrów, a lądowanie na wodzie przypomina kontrolowaną katastrofę. Nic więc dziwnego, że lubi robić piesze i rodzinne wycieczki. 

 

 

Łabędź klasycznie…

i rodzinnie…

„Brzydkie kaczątka”… hm…? Ta nazwa lepiej pasuje do Łyski (Fulica atra):

 

Tak, ale w Bytomiu, w zespole Przyrodniczo-krajobrazowy „Żabie Doły” można spotkać blisko 130 gatunków ptaków! Dziś przedstawiamy tylko Cygnus’a.

Na bilard – tylko pod Złotą Koronę

 

Plany najokazalszej kamienicy przy ulicy Krakowskiej – pod numerem 44 – sporządził w marcu 1897 roku mistrz murarski Robert Satke dla oberżysty Isidora Böhma.

Jednak już następnego miesiąca zmiany na tych planach zaakceptował nowy właściciel – Johann Prassek. Jak głosi trzymana przez aniołka wstęga – dom ukończono w roku następnym. 

W 1899 roku kamienica znowu zmieniła właściciela. Został nim Maks Angers (1876-1941). Angers prowadził w Bytomiu fabryczkę i hurtownię alkoholi. W kamienicy przy ulicy Krakowskiej otworzył sklepy (wejścia po bokach) oraz restaurację i szynk. Subtelnej różnicy między tymi pojęciami nie potrafię wyjaśnić (w oryginale: „Restaurant” i „Schank-lokal”), restauracja była prawdopodobnie czymś wykwintniejszym. W tylnym pomieszczeniu za restauracją można było nawet pograć w bilard. Do obu lokali wchodziło się przez główną bramę zwieńczoną złotą koroną. Po lewej znajdowała się restauracja, po prawej – szynk. Dziś oba wejścia są zamurowane, ale o świetności lokalu świadczą stiukowe dekoracje na ścianach i suficie sieni. Na fryzie przedstawiono dionizyjskie prace i zabawy małych dzieciaków – zbierających i wrzucających winorośl do wielkiej beczki, grających na instrumentach i tańczących czy ucztujących przy stole. 

Kilka lat później powstał tutaj także Hotel Goldene Krone (Złota Korona) wymieniony w Książce adresowej z 1913 roku . Maks Angres po ślubie z Różą Schickler wyjechał do Hamburga i jak się zdaje, nie prowadził już w Bytomiu interesów, a jedynie wynajmował należąca wciąż do niego kamienicę. Późniejsze losy tego żydowskiego małżeństwa, zakończone tragiczną deportacją do Mińska opisuje Hildegard Thevs na stronie kamieni pamięci. Losy bytomskich żydów są dziś w ich mieście całkiem zapomniane. Zapomniana jest także ta piękna, ale zaniedbana kamienica.

 

Wszystko to można zmienić i przywrócić blask naszym zabytkom!

Zagadka północnego portalu

Kruchty do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny to miejsca gdzie czas się zatrzymał. Można usiąść przy południowym wejściu i zapomnieć o III Rzeczpospolitej, Polsce Ludowej, Trzeciej Rzeszy, Republice Weimarskiej, Cesarstwie Niemieckim, Królestwie Prus. Zapomnieć o węglu i stali, elektryczności, a nawet internecie. Cofnąć się daleko do XVI wieku, a może i dalej. Dziś przypatrzmy się mniej znanemu portalowi północnemu, Jest on równie ciekawy, a tematyka zdobiących go rzeźby stanowi nierozwiązaną do dziś zagadkę.

Renesansowy portal profilowany przez wałki i wklęski zamknięty jest łukiem półokrągłym. Po bokach zdobią go dwa pilastry. W górnej część trzonów obu pilastrów znalazły się postacie: po prawej kobiety w turbanie, z mieczem odcięta głowa – to Judyta lub według innych Herodiada; po lewej – rycerza w zbroi.

Ponad pilastrami i odcinkami belkowania widzimy o wiele większe płaskorzeźby. Po prawej stronie brodatą postać we włosiennicy wskazująca palcem na księgę, na której widnieje baranek z krzyżem. Baranek to oczywiście Baranek Boży – symboliczne wyobrażenie ofiary Chrystusa, a postać we włosiennicy to Jan Chrzciciel.

Po drugiej stronie znalazło się wyobrażenie równie skomplikowane co i zagadkowe. To kłębowisko twarzy i rąk. Doczekało się ono kilku interpretacji, ale żadna z nich nie była na tyle przekonująca, by zakończyć dyskusję. Na płaskorzeźbie przedstawiono trzy twarze rożnej wielkości, trzy dłonie oraz węża.

Największa głowa przedstawiona jest po stronie lewej, jest zaokrąglona jak księżyc w pełni – i może to być personifikacją tego ciała niebieskiego.

Średniej wielkości męska głowa po prawej stronie ma fantazyjną brodę i wąsy oraz równie oryginalne nakrycie głowy (czapkę lub hełm) opadające aż na oczy. Zęby tej postaci są mocno zaciśnięte, jak można się domyślać z bólu lub wysiłku. Stój i broda wskazują, że jest to postać o orientalnym pochodzeniu.

Pośrodku znalazła się najmniejsza główka – lalki, dziewczynki lub młodej kobiety. Wokół niej wyrzeźbiono ramię w szerokim bufiastym rękawie, a poniżej druga ręka trzymająca coś w rodzaju pędzla. Trzecia ręka, a w zasadzie jedynie koniuszki palców – wyłaniają się za głową brodacza – obok widać szyszkę, a poniżej węża. Czy jest to zespół maszkaronów, mających tylko zdobić portal i intrygować oglądającego, czy raczej postacie te nawiązują do jakieś opowieści z biblii?

Ksiądz Józef Szafranek (Schaffranek) widział tutaj proroka Jeremiasza (brodacz), Izrael (mała główka) oraz wschodnie imperia mu zagrażające (wielka okrągła głowa). Bibliotekarz z Goerlitz, Johann Carl Otto Jancke sugerował – że brodacz to Nehemiasz. Ja zastanawiałem się czy brodata głowa z zaciśniętymi zębami nie jest odciętą głową Holofernesa. Czytelnikowi proponuję samodzielnie zmierzyć się z zagadką północnego portalu kościoła Mariackiego.

90 lat temu wróciły tu wojska niemieckie

Kilka dni temu hucznie obchodzono 90. rocznicę przyłączenia części Górnego Śląska do II Rzeczypospolitej. Natomiast wczoraj po cichu minęło 90 lat od powrotu Bytomia we władanie niemieckie. Dokładnie 4 lipca 1922 roku w atmosferze święta do miasta wkroczyła 2. i 3. Kompania 5. Pułku Piechoty ze Szczecina…

Wraz z początkiem 1920 roku wszedł w życie traktat wersalski, zgodnie z którym mieszkańcy górnośląskich miast mieli zadeklarować, w jakim państwie chcą żyć: w Niemczech, czy Polsce? 21 marca 1921 roku większość bytomian opowiedziało się za pozostaniem w granicach Republiki Weimarskiej. Spośród 40 091 głosujących, aż 29 890 (72,3%) wskazało Niemcy. Trzeba jednak wiedzieć, że wówczas granice Bytomia obejmowały jedynie obecne Śródmieście. Dzisiejsze dzielnice były samodzielnymi gminami, gdzie – z wyjątkiem Bobrka – plebiscyt wygrała Polska.

Ostateczną decyzję o przynależności terytorialnej podjęła jednak Rada Ambasadorów. W Niemczech pozostawiono dzisiejsze Śródmieście wraz z Rozbarkiem, Karbiem, Miechowicami, Stolarzowicami, Górnikami, Bobrkiem i Szombierkami. Cała reszta obecnych dzielnic znalazła się w Polsce. Doprowadziło to do kuriozalnej sytuacji, ponieważ granica podzieliła gospodarstwa rolne, linie tramwajowe, a nawet chodniki górnicze. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że rodziło to duże problemy dla mieszkańców.

Mapa Bytomia z 1925 roku

Niemniej w dniu 4 lipca 1922 roku miasto świętowało, co doskonale widać na zachowanych zdjęciach. Na placu Kościuszki ustawiono wysoką na dwa piętra bramę tryumfalną, przez którą przemaszerowali żołnierze Reichswehry. Witały ich tłumy wiwatujących bytomian, machających radośnie kapeluszami.

Wkroczenie Reichswehry do Bytomia

Historiograf, Józef Piernikarczyk tak relacjonował te wydarzenia:

„Miasto pełne ludzi – ale znacznie mniej niż w Katowicach. Idziemy przez ulice dobrze tak nam znane. Przez publiczność zupełnie niemiecką przepychają się świetnie ubrani, rumiani, wysocy, aroganccy Anglicy. Obracając laseczkami w rękach spod hardych swych płaskich czapek patrzą z wyzywającym wyrazem znudzenia na tłumy. Publiczność też spokojna. Mowy polskiej nie słychać wcale. Podobno niebezpiecznie jest tu mówić głośno po polsku. Skręcamy na ul. Gliwicką, gdzie stoi hotel Lomnitz, siedziba dawnego Komisariatu Plebiscytowego. Już nikogo nie ma. W budynku, w którym mieściło się kiedyś centrum tego, co stanowiło siłę polskości na Śląsku, dziś głucho. Drzwi żelazne, wprawione w okresie czasów plebiscytowych, dziś stoją otworem. nikt ich nie potrzebuje strzec – już Niemcy nie będą napierać na nie, bo już za późno… Jeszcze dziś, gdy już sztandar niemiecki wisi nad dworcem bytomskim, Niemcy w Bytomiu pokazują sobie tę niezłomną twierdzę naszego ducha.”

Z kolei dr Arthur Riedel tak opisywał ten dzień:

„Akordy radości drgały we wszystkich sercach. Skończyły się czasy cierpień, w których doświadczano samowoli francuskich oddziałów a w nocy zamachów powstańczych. Za nami jest czas, gdy francuska kawaleria z gołą bronią zaatakowała bezbronny tłum… gdy Francuzi celowali w okna domów a karabiny maszynowe na czołgach straszyły przechodniów, gdy krew bytomian plamiła ulice. Teraz znów mogły rozbrzmiewać niemieckie pieśni, znów mogły powiewać niemieckie chorągwie, które przez dwa i pół roku musiały pozostawać w ukryciu. Takiego dnia wspólnej, najgłębszej radości nasze miasto rodzinne nie przeżywało nigdy dotąd. W oddziałach wojsk i policji pozdrawiano wysłanników niemieckiej ojczyzny.”

Od tego momentu Bytom stał się oczkiem w głowie niemieckich władz. Miasto „wcinające” się w terytorium Polski miało niezwykle duże znaczenie propagandowe. Rzesza za jego pomocą starała się demonstrować swoją wielkość. W ten sam sposób Polska posłużyła się Katowicami. W skutek rywalizacji dwóch krajów oba miasta przeżywały lata bardzo dynamicznego rozwoju, podczas których powstało wiele spektakularnych obiektów. W Bytomiu m.in. Muzeum Górnośląskie, kino Gloria, dworzec kolejowy, pływalnia kryta oraz całe kwartały zabudowy mieszkalnej, a w Katowicach drapacz chmur i Muzeum Śląskie.

Po 23 burzliwych latach niemiecki Beuthen stał się polskim Bytomiem…

***
Cytaty pochodzą z książki „Historia Bytomia 1254 – 2000” autorstwa Jana Drabiny.

Rewaloryzacja czy destrukcja?

Znajomy z blogu: http://bryla.gazetadom.pl/blogi/art1900 nadesłał mi zapomniany, a jakże ważny dla historii naszego miasta tekst: „Bytom – projekt rewaloryzacji centrum” pochodzący z miesięcznika „Architektura” nr 11 z roku 1975 (s. 355-357). Tekst odsłania wiele zapomnianych aspektów najnowszej historii Bytomia oraz mentalność ówczesnych środowisk architektonicznych. Jego znajomość wydaje mi się na tyle ważna, że przytoczę tutaj jego obszerne fragmenty i towarzyszące mu ilustracje – wraz z własnymi uszczypliwymi komentarzami, za które z góry przepraszam.

Autor tekstu – Andrzej Gliński – we wstępie pisze:

Bytom jest bodaj najstarszym miastem Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. O powstaniu miasta zadecydowały czynniki najzwyklejsze: warunki fizjograficzne, położenie na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych i handlowych oraz, co jest najistotniejsze, miejscowe bogactwa naturalne – złoża węgla kamiennego i rud cynku. Powstanie miasta średniowiecznego na terenie obecnego śródmieścia przypuszczalnie przypada na wiek XII.

W rzeczywistości cynk zaczęto wykorzystywać w Europie dopiero w XVII wieku, a najstarszy przekaz o wydobyciu węgla kamiennego na Górnym Śląsku (Murcki) pochodzi z 1657 roku. Miasto na obecnym miejscu było lokowane w XIII wieku. Wstęp ujawnia więc brak wiedzy autora nie tylko w zakresie historii Bytomia, ale także historii techniki. Może to tym bardziej irytować, że tekst utrzymany jest w tonie kategorycznym i autorytatywnym.

Dalsza historię oraz stan obecny (rok 1975) Bytomia Gliński podsumowuje:

Losy miasta w okresie międzywojennym oraz tuż po wojnie nie były pewne. Dochodziła do tego niezbyt szczęśliwa działalność ludzi odpowiedzialnych za kształt przestrzenny miasta i jego wyraz architektoniczny. (…) A miasto tętniło i tętni życiem – 187 tys. mieszkańców, 97 tys. zatrudnionych, rozbudowujący się przemysł, wzrastająca rola miasta jako ośrodka centralnego północnego rejonu GOP — wszystko to wymagało szybkich decyzji. Pierwszym optymistycznym symptomem zmian było ogłoszenie przez Towarzystwo Urbanistów Polskich w roku 1972, na zlecenie prezydium MRN w Bytomiu, konkursu otwartego studialnego na opracowanie koncepcji zagospodarowania przestrzennego śródmieścia.

Ta niesławna decyzja Miejskiej Rady Narodowej w Bytomiu z 26 października 1972 roku wywołała entuzjazm biur architektonicznych. Liczyły one, że zostaną dostrzeżone w konkursie co oczywiście wiązało się z prestiżem i korzyściami materialnymi. Nic w tym złego, gdyby projektanci podeszli do swojej pracy w sposób rzetelny, oparli go na wiedzy i doświadczeniu, a projekty powstały z myślą o rzeczywistych potrzebach mieszkańców. Tak jednak nie było.



Przypomnijmy dalszy fragment tekstu z „Architektury”:

Na konkurs wpłynęły 53 prace. Sąd konkursowy nie podjął jednoznacznej decyzji — przyznał 3 równorzędne nagrody zespołom: z Opola, Krakowa i Warszawy. W zasadzie wszystkie prace charakteryzowały się lokalizowaniem centrum prostopadle do osi wschód-zachód w powiązaniu z dworcem PKP i PKS. W opracowaniach zwracało uwagę: poszanowanie historycznego układu urbanistycznego Starego Miasta z tendencja do wydobycia jego średniowiecznego zarysu, nieliczenie się z zabudową XIX-wieczną, przeskalowanie nowych założeń w stosunku do istniejącego miasta i niepreferowanie rozwoju centrum w kierunku zachodnim.

Nieliczenie się z historyczną zabudową było cechą charakterystyczne dla architektów z 53 zespołów! Dziś napawa nas to trwogą, a Gliński, wręcz przeciwnie, w tej sytuacji pozostawał optymistą:

Drugim optymistycznym symptomem zmian było to, że projekty nie poszły do lamusa. W roku 1973, po rezygnacji zespołu opolskiego i krakowskiego, opracowanie planu szczegółowego zagospodarowania przestrzennego śródmieścia miasta powierzono zespołowi warszawskiemu.(…) Podjęli się (oni) zadania przywrócenia jego zabytkowego układu i powiązania go z główną osią kompozycyjna centrum. (…) Najwięcej wątpliwości budzić może wyburzenie bloku między placem Kościuszki i ulica Jainty. Autorzy planu zdecydowali się na to i chyba słusznie. Pomijając małe wartości architektoniczne tego bloku, „zatkał” on naturalne przedpole dawnego miasta. Choć muszę przyznać, że decyzja ta wywołuje mieszane uczucia zarówno z uwagi na oryginalny, wytworzony przypadkowo, kształt placu Kościuszki, jak i na całkowite rozerwanie narosłej tkanki miejskiej. Stworzenie jednak nowego placu — forum miasta pozwala nie tylko na odsłonięcie kształtu średniowiecznego, lecz również na płynne połączenie Starego Miasta z zasadniczym nowym centrum ogólnomiejskim — zespołem trzech domów towarowych.

Niewiarygodne, ale autor uważał, że poprzez wybudowanie betonowych klocków odsłoni kształt średniowiecznego miasta. Klocki miały sięgać daleko na zachód, planowano bowiem także wybudować je w miejscu sądu i wiezienia. To akurat nie dziwi. 1981 roku prokuratorka badała sprawę wyburzenia „kwartału”, więc chęć pozbycia się tych budynków świadczy o dalekowzroczności warszawskich urbanistów.



Na szczęście dla Bytomia, ta radosna twórczość nie została w pełni doceniona i zaakceptowana co oczywiście zasmuciło piewcę betonowych potworów, który w dalszej części artykułu napisał:

Przyznam się, że oglądając prace zaprezentowane przez zespoły Inwestprojektu (dwie z Katowic i jedna z Gliwic) rozczarowałem się. (…) W określone działki „wtłoczono” kubaturę bez oglądania się na otoczenie. Stad wszystkie opracowania cechuje jedno — obcość w stosunku do otoczenia, pretensjonalność brył i agresywność elewacji.

I w tym miejscu powinien być koniec historii optymistycznej, bo na razie nie widać dalszych pozytywnych działań. Władze miejskie Bytomia, konsekwentnie realizujące podstawowe zadania, zleciły w tym roku trzem zespołom opracowanie porównawcze (bo trudno je nazwać konkursem) koncepcji urbanistyczno-architektonicznej fragmentu centrum obejmującego obszar najbardziej dyskusyjny — część placu P. Maciejewskiej aż po istniejący budynek sądu.

Domyślam się, że projektanci z Inwestprojektu nie należeli do kręgu towarzysko-zawodowego Andrzeja Glińskiego, dlatego ten ostro krytykuje ich koncepcję:

W rozmowie z architektem miejskim i głównym projektantem planu szczegółowego padło sformułowanie: ,,W przedstawionych pracach nie ma w ogóle architektury”. A więc co dalej? Architekt miejski jest pesymistą. Rozumiem to — miasto potrzebuje jak najszybciej realizacji, zbyt długo czekało na decyzję.

Oczywiście miasto nie potrzebowało tych koszmarnych i nieekonomicznych projektów, zależało na tym biurom projektowe, szczególnie tym preferowane przez Glińskiego:

Ale z drugiej strony, czy wybranie z trzech złych (lub słabych) jednego projektu do dalszego opracowania jest słuszne? Decyzja wyburzenia XIX-wiecznego bloku była bardzo trudna, kto podejmie takie ryzyko w przyszłości? Moim zdaniem, ażeby nie zaprzepaścić cennych wartości osiągniętych dotąd, należałoby jednak zorganizować konkurs zamknięty, a nawet otwarty – bo dyskusja nad tym fragmentem miasta może naprawdę przypominać burzę, jaka rozpętała się po likwidacji hal paryskich.

W taki sposób przepychali się tak zwani urbaniści sprzed czterdziestu lat. Paradoksalnie dzięki tej szarpaninie termin wyburzeń był odkładany i ostatecznie w 1979 roku destrukcji uległ tylko (!) kwartał między pl. Kościuszki i ulica Jainty. Czterdzieści lat temu mała grupa lobbystów kierująca się chęcią stosunkowo skromnego zysku była w stanie zniszczyć spora część Bytomia. Co państwu to przypomina?

 

 

Bytom – hasie, szkło, bele co – to jednak blog z natury optymistyczny, wierzę więc że nauczeni doświadczeniami z 1979 i 2011 roku bytomianie do kolejnych takich pomysłów nie dopuszczą.

Lew nie śpi

 

Miesiąc przed referendum mieliśmy dosyć niejasną wiedzę o skomplikowanej bytomskiej polityce. W skrócie: jedna strona (rządząca) twierdziła, że „musi podejmować trudne decyzje z poczuciem odpowiedzialności”, a druga (opozycja) że „władza oszczędza na wszystkim, ale nie na sobie i swoich współpracownikach, którzy koszą publiczna kasę”. Zwykły mieszkaniec miasta, który chciałby poznać prawdę, musiał się napracować, by zdobyć szeroką wiedzę z różnych dziedzin. Musiałby poznać ustawy samorządowe, budżet miasta za ostatnie kilkanaście lat, a w terenie skonfrontować realia z urzędową dokumentacją. Pogrążonym w rozterkach bytomianom nieoczekiwanie przyszły w sukurs ogłoszenia i plakaty rządzącej koalicji. „Jest dobrze, śpij, nie interesuj się polityką, a będzie jeszcze lepiej”.

Każdy bytomianin – poza emerytką Heleną i maturzystą Dominikiem – zorientował się, że próbują go… Odwieść od korzystania z praw i przywilejów, jakich dostarcza demokracja, bo autocenzura nie pozwala mi tego dosadniej nazwać. 17 czerwca za odwołaniem prezydenta miasta glosowało 28.154 bytomian, przeciw było 771; za odwołaniem rady miejskiej głosowało 28.019, przeciw 865. Taka jednomyślność rzadko się w polskim społeczeństwie zdarza. Następnego dnia była piękna pogoda, ale nie był to w Bytomiu jedyny powód uśmiechów na twarzach. Mieszkańcy podawali sobie ręce i nawzajem gratulowali wyniku referendum.

Niestety radość nie potrwa długo. Za kilka miesięcy politycy od prawej do lewej (w tym radni, którzy zostali odwołani przytłaczająca większością głosów) znów będą chcieli „podejmować trudne decyzje z poczuciem odpowiedzialności”. Wtedy – bytomianie nie mogą spać.

p.s.

Jutro pora na Nowy Bytom – czyli referendum w Rudzie Śląskiej.