Jesteśmy już po wyborach. W Bytomiu bezapelacyjnie wygrała Platforma. Do większości w radzie brakuje jej tylko jednego radnego, więc w tej kadencji nie powinno być już kłótni z koalicjantami, nasyłaniem na siebie prokuratury itp. Mogą być jednak inne problemy, bo choć urzędujący prezydent Piotr Koj (PO) uzyskał najwyższy wynik w I turze, to wcale nie jest oczywiste, że powtórzy wynik w II turze. Co więc jeśli większość w radzie będzie mieć PO, a prezydentem zostanie człowiek z innej opcji?
Na ten problem zwrócił moją uwagę jeden z użytkowników forum Bytomski.pl. To zagorzały zwolennik PO, który często obrywa od innych za bezgraniczną wiarę w Koja, ale tym razem jego wypowiedź była bardzo na rzeczy. Koj w I turze uzyskał aż 10% przewagi nad Bartylą i w teorii jest faworytem kolejnego starcia. Prezes Polonii Bytom może jednak liczyć na głosy elektoratu pozostałych kandydatów. Wszystkie komitety skupiły swoje kampanie na krytykowaniu dokonań urzędującego prezydenta, dlatego trudno spodziewać się, że wyborcy Wołosza, Bartkowiaka, Paczochy i Czubaka poprą Koja. Najbardziej prawdopodobne są dwie sytuacje: albo reszta mieszkańców zagłosuje na Bartylę albo nie weźmie udziału w wyborach, gdyż uzna, że żaden kandydatów ich nie satysfakcjonuje.
Gdyby doszło do zwycięstwa popieranego przez PiS Bartyli – co moim zdaniem jest bardzo możliwe – Bytom miałby poważny problem. Wiele miast, gdzie prezydent nie ma większości w radzie, wpada na 4 lata w stagnację, ponieważ obie strony nie mogą dojść do porozumienia w ważnych kwestiach lub specjalnie utrudniają sobie nawzajem rządzenie. Z tego powodu co chwilę głośno było o Mysłowicach, gdzie prezydent posunął się nawet do wyłączenia latarnii na ulicach, przy których mieszkają opozycyjni radni. Trudno jednak porównywać Bartylę do Osyry, ale jednak trzeba się liczyć z tym, że przy takim układzie sił, będzie dochodziło do spięć, a na tym oczywiście najbardziej ucierpimy my, bytomianie.
Zastanawiające jest też jak będzie wyglądać współpraca z radnymi z jego komitetu. Do rady z jego listy weszli tylko ludzie z Prawa i Sprawiedliwości, którzy zasiadali w niej w poprzedniej kadencji. Nie dostał się do niej żaden z ludzi Bartyli, nawet legenda Polonii Bytom, Jacek Trzeciak (podobno zabrakło mu tylko 12 głosów). De facto Bartyla nie ma w radzie żadnego ze swoich bliskich współpracowników, co jeszcze bardziej może utrudnić mu dogadywanie się z rajcami.
Przyznam, że nigdy osobiście nie miałem do czynienia z Bartylą. Na pozór wydaje się być bardzo spokojnym człowiekiem, dlatego mam nadzieję, że jeśli wygra wybory, to będzie zdolny do zawierania kompromisów i w Bytomiu nie powtórzy się historia z Mysłowic. Oby.