Cesarski Urząd Pocztowy

Budynek dawnego Cesarskiego Urzędu Pocztowego to jeden z najpiękniejszych obiektów architektonicznych w Bytomiu. Usytuowany nieco na uboczu przy ulicy Piekarskiej, nie jest tak znany i popularny jak by na to zasługiwał. Jednak gdy przyjrzymy się jego wyszukanej neomanierystycznej architekturze a przede wszystkim niemającym sobie równych na Górnym Śląsku dekoracjom rzeźbiarskim, przekonamy się o jego rzeczywistej wartości.

 

Dokładne przebadanie dokumentacji z archiwum pozwoliło ustalić architekta. Jego podpis zachował się tylko na jednym rysunku przedstawiającym elewacje frontową. Był nim Ewald von Rechenberg (1861-1934), architekt w Urzędzie Pocztowym Rzeszy.

Podpisani na innych rysunkach, a podawani błędnie w literaturze jako architekci: Fischer i Pein byli tylko miejscowymi kierownikami budowy (Der Örtliche Bauleiter).

Pochodzący ze szlacheckiej rodziny von Rechenberg jest dzisiaj prawie całkiem zapomniany. Udało się ustalić, że zaprojektował także (wspólnie z Ernstem Hake) pocztę w Strasburgu i Oldenburgu.

Ta ostatnia, wykazuje wiele formalnych podobieństw do poczty w Bytomiu. Rechenberg był także autorem wstępnego projektu poczty w Metz i niezrealizowanego projekt podniesienia wież katedry Wrocławskiej.

Bytomski projekt Rechenberga z 1905 roku został zrealizowany w latach 1906-1909. Fasada poczty w części centralnej jest symetryczna, a malowniczości dodają jej asymetryczne fragmenty boczne. Na froncie wyróżniającymi się dwie klatki schodowe zaakcentowane trójbocznymi ryzalitami. 



Na ukośnych pasach, pomiędzy oknami ryzalitów znalazły się płaskorzeźby przedstawiające pocztowe dyliżansy – jeden na kołach, a drugi na saniach. Te rzeźby zostały dosyć dokładnie wykonane według projektu Rechenberga.

Pozostałe dekoracje rzeźbiarskie są jednak inne, niż to założył architekt. Nawiązują one częściowo do manierystycznej architektury, ale częściowo do modnych w tym czasie form secesyjnych. Autora tych rzeźb niestety nie udało się ustalić, lecz jako ciekawostkę dodam, że wspomniane budynki poczty w Strasburgu i Metzu zdobione są podobnymi rzeźbami. Przypatrzmy się tym bytomskim bajkowym stworom, rzygaczowi, faunom, maszkaronom, prawdziwym i fantastycznym zwierzętom…

 

 

i na koniec jeszcze listonoszowi w zworniku bocznego portalu.

 

Więcej zdjęć na naszym FanPage’u.

Bytomskie dzieła Wilhelma Hellera

W 2006 roku wyremontowano budynek u zbiegu ulic Prusa i Świętokrzyskiej we Wrocławiu. Kamienica, który przez kilkadziesiąt lat straszyła wrocławian, zmieniła się – dziś wzbudza zainteresowanie i pozytywne emocje.

 

Określana jest jako: „najbardziej oryginalna”, „jedyna taka w Polsce”, „najbardziej zachwycająca kamienica Wrocławia i perełka architektury secesyjnej”. Tak stolica Dolnego Ślaska, pełen gotyckich i barokowych zabytków, chwali się secesyjną kamienicą! 
A My! W Bytomiu jest wiele secesyjnych kamienic. Kilka z nich zaprojektował Wilhelm Heller, architekt wspomnianej na wstępie kamienicy we Wrocławiu. Niektórym z nich także przydałby się remont, a miastu podobna dbałość o wizerunek jak we Wrocławiu.

Ulica Dworcowa 22 – róg Moniuszki


Przechodzą Państwo obok niej codziennie. Niektórzy pewnie pamiętają znajdująca się od strony ul. Moniuszki – „Tosce”. Cofnijmy się jednak do o wiele dawniej do czasów. Do roku 1905, kiedy właścicielem budynku na rogu ulic Dworcowej i Moniuszki (wtedy Gimnazjalnej) był dr Max Bloch*, radca sanitarny i radny miejski Bytomia. Bloch zlecił wrocławskiemu architektowi, Wilhelmowi Hellerowi, zaprojektowanie w tym miejscu nowej, większej, wygodniejszej i bardziej eleganckiej kamienicy.

Na parterze znalazł się sklep i Kulmbacher’owska Piwiarnia, na I i II piętrze dwa rezydencyjne, duże mieszkania, a na III pietrze pracownia fotograficzna i mniejsze mieszkanie.

W elewacji zastosowano specjalną glazurowaną cegłę, w różnych kolorach i różnych rozmiarów, detale architektoniczne wykonano nie tylko ze sztucznego kamienia, ale także – co niezwykle – z metalu. Szklane zadaszenia i metalowe konstrukcje – są najbardziej śmiałą secesyjna realizacją na terenie Górnego Śląska. 

Architekt był niezwykle dumny ze swego dzieła, które opisał w fachowym tygodniku Ostdeutsche Bau-Zeitung. Dzięki temu opisowi wiemy, że podczas otwarcie kamienicy przemawiał architekt miejski Bytomia Carl Brugger oraz znamy nazwy wszystkich podwykonawców, z których zdecydowana większość pochodziła z Wrocławia.

Proszę spojrzeć na te śliczne, a tak zaniedbane detale (Nie powinno wydawać się zgody na wstawianie plastikowych okien w budynku wpisanym do rejestru zabytków!).

Wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie jak ta kamienica wyglądałaby po odnowieniu! Czy będzie ładniejsza od tej wrocławskiej? 

c.d.n.

 

——————
* Max Bloch był współzałożycielem i członkiem zarządu Towarzystwa Muzealno-Historycznego, które dało podwaliny do powstania Muzeum w Bytomiu. Bloch zmarł w 1929 roku. Jego dzieci uciekły przed nazistami do Stanów Zjednoczonych, gdzie ich potomkowie żyją do dziś. 

Niezarejestrowany zabytek

To jedna z najpiękniejszych secesyjnych kamienic Bytomia. Tylko tutaj zachowały się małe soczewkowe szyby – które błyszczą się w popołudniowym słońcu już od 107 lat.


Kamienica jest bardzo malarsko zaprojektowana, pod względem formy i materiału. Wszystko tu jest asymetryczne i kontrastowe. Zróżnicowane wykusze – mały jednokondygnacyjny jak w średniowiecznej wieży, czy wielokondygnacyjną na narożniku – typowy dla kamienic. Okna – potrójne lub pojedyncze – zamknięte prosto lub łukiem. Szczyty schodkowy, trójkątny lub poprowadzony płynna secesyjną linia. Najciekawsze są jednak kolory. Czerwona cegła ze wstawkami z zielonej klinkierowej, piaskowy kolor tynków, seledynowa stolarka – drwi, okna, altanka; zielone elementy metaloplastyki – kraty, balkoniki oraz wspomniane soczewkowe okna. Bardziej wygląda to jak pomysł malarza niż architekta.


Autorem projektu był mistrz murarski Eduard Arndt, który prowadził firmę budowlaną w Karbiu przejęta po Bertholdzie Boenischu.



Boenisch, (prawdopodobnie) teść Arndta, dorobił się znacznego majątku na swojej firmie budowlanej i żył już wtedy jako rentier we Wrocławiu. By rozkręcić interes budowlany Arndt przeniósł siedzibę firmy i swoje mieszkanie z Karbia do Bytomia, a że było taniej – to tak naprawdę na pod bytomski Rozbark. To była świetna parcela! Obok znajdowała się siedziba Bytomskiego Starostwa Powiatowego (dziś budynek Muzeum Górnośląskiego), a naprzeciw – Moltkeplatz – największy plac targowy Bytomia – bo tutaj przecież biegła granica między miastem Bytom a osadą Rozbark.



Arndt zaprojektował kamienicę (a w zasadzie zespól dwóch kamienic) w czerwcu 1905 roku, a w grudniu tegoż roku budynek był już gotowy i wprowadzali się pierwsi lokatorzy.



Ówczesny bum ekonomiczny powodował, że mieszkania, nawet te najdroższe nie stały puste. Warto przypomnieć, że przez pewien czas mieszkał tutaj także szwagier Arndta – Paul Klaus, kompozytor popularnych wówczas walców.

Mimo swojej niewątpliwej artystycznej wartości budynek na rogu ulic Korfantego i Sokoła nie jest wpisany do rejestru zabytków. Jego stan wciąż się pogarsza. Jeszcze w latach trzydziestych nakazano usunąć ozdobne sterczyny na szczytach budynku. Niedawno wymieniono drzwi wejściowe, a część okien zmieniono na plastikowe (!), tylko cześć z autentycznych wciąż ma seledynowy kolor. Pozostałe lokatorzy przemalowali na najdziwniejsze, zupełnie z sobą nieharmonizujące kolory. Smutny widok przedstawia brama z niewidocznymi pod odchodzącą farbą secesyjnymi ozdobami.

A przecież niewielkim kosztem pracy i dbałością można by tutaj przywrócić dawny blask.

 

p.s.


i jeszcze stiuki w mieszkaniu – zdjęcie nadesłane przez czytelnika – o tym nie miałem pojęcia!

Zielone tabliczki

Zieleń kolorem Bytomia? To optymistyczny kolor, kojarzący się ze świeżością i ekologią. Nie ma co prawda żadnego związku z barwami herbu i flagi miasta, ale co tam :P. Ma za to związek z tutejszą przyrodą, bo Bytom z góry jest… zielony, a od niedawna ma też zielone stojaki rowerowe i tabliczki z numerami budynków :).

To było tak humorystycznie na początek, a teraz już na poważnie. W najbliższym czasie tabliczki z numerami na wszystkich budynkach w Bytomiu mają zostać ujednolicone, tak jak to ma miejsce w innych miastach – np. w Warszawie. Obiekty gminne, takie jak urzędy i szkoły zostały już oznakowane we właściwy sposób. Nowe tabliczki pojawiły się także na Agorze i Supersamie (zdj. niżej). To efekt wprowadzenia w życie zarządzenia określającego System Informacji Miejskiej. Zgodnie z nim zarządcy budynków zlokalizowanych na terenie Bytomia muszą dostosować tabliczki z nazwami ulic i numerami do wytycznych Urzędu Miejskiego.

Nowa tabliczka z numerem budynku

Tabliczka powinna mieć wymiary 390 x 300 mm, jej powiększanie może być proporcjonalne i dopuszczalne jest jedynie w uzasadnionych sytuacjach. Wokół należy umieścić metalową ramkę, którą na współczesnych budowlach może występować pod postacią nadrukowanej imitacji. Napisy muszą być kremowe na zielonym tle (numer domu oraz nazwa dzielnicy i zielone na kremowym (nazwa ulicy), napisane z góry określoną czcionką (Trajan Pro?). 

Można się spierać co do ich wyglądu – choć to kwestia gustu – ale sam zamysł ich ujednolicenia jest w mojej ocenie jak najbardziej słuszny. Jest to krok w stronę uporządkowania w końcu przestrzeni publicznej, w której obecnie panuje niemiłosierny chaos. Tabliczki z numerami budynków to wyjątkowy przykład, ponieważ nie dość, że na każdym budynku jest inna, to jeszcze w naszym mieście często zdarza się, że na elewacjach wisi po kilka sztuk, w różnych kształtach, kolorach, a czasem i starymi nazwami ulic oraz nieistniejących już zarządców (np. MZBM). Nie trzeba tłumaczyć, że taki stan rzeczy wprowadza w błąd. Komu, jak komu, ale mieszkańcom powinno zależeć na tym, aby w tym temacie panował porządek, bo inaczej może nie dotrzeć do nich przesyłka pocztowa, dostawca z pizzą lub co gorsza pogotowie, czy Straż Pożarna.

Jednakowe tabliczki pozwolą znacznie łatwiej odnaleźć się w miejskiej dżungli, dlatego bardzo się cieszę z tego zarządzenia i w pełni je popieram. Mam nadzieję, że Plastyk Miejski nie spocznie na laurach i doprowadzi do uporządkowania reklam na budynkach, wszechobecnych kabli oraz ujednolicenia małej architektury i nawierzchni chodników.

Glück, dziękujemy za ruderę!

Piękna kamienica przy wjeździe do Bytomia od strony Katowic od 2004 roku stopniowo popada w coraz większą ruinę. Jej właścicielem jest Krystyna Glück, która kupiła ją sześć lat temu od gminy wraz z trzema sąsiednimi budynkami. Miała wyremontować cały kwartał, tak jak wyremontowała kamienicę w Czerwionce-Leszczynach, gdzie obecnie mieści się siedziba jej firmy.

Chorzowska 2

Niestety tak się nie stało. Trzy kamienice przy ul. Katowickiej wyburzono, a ostatnią z całego kwartału, przy Chorzowskiej 2, pozostawiono samej sobie, chyba żeby natura sama dokończyła dzieła zniszczenia. Jeszcze nie widziałem tak niegospodarnego właściciela, jakim jest firma Glück. Nawet PKP wie, że podstawa to szczelny dach, dlatego nawet największe kolejowe rudery mają wyremontowane dachy. Glück albo tego nie wie, albo z pełną premedytacją nic nie robi w swoim budynku. Dach przy Chorzowskiej 2 jest dziurawy jak ser szwajcarski, okna na wszystkich kondygnacjach powybijane, a na murach rosną okazałe drzewka. To wszystko spowodowało zawalenie się stropów na najwyższych piętrach i ubytki w strukturze ścian. Wilgoć to śmierć dla budynku. Woda w ścianach w czasie zimy rozsadza spoiny, w wyniku czego tracą swoje właściwości. To samo tyczy się drewnianych stropów, które nasiąknięte wodą stają się ciężkie i w końcu się rozpadają.

Chorzowska 2

Nie wierzę, żeby rodzina Glück nie posiadała pieniędzy na podstawowe zabezpieczenie budynku. Ich firma jest uznanym producentem ubranek dziecięcych i kołderek, które sprzedaje setkom sklepów w całym kraju. Prowadzi przy tym sieć salonów firmowych w najlepszych punktach dużych miast, takich jak np. Stary Browar w Poznaniu. To nie możliwe, żeby tej firmie brakowało pieniędzy na zabicie okien dyktą i naprawę dachu. Nawet jeśli, to ich kamienica jest tak dobrze ulokowana, że mogliby uzbierać pieniądze na remonty tylko i wyłącznie ze sprzedaży powierzchni reklamowej. Budynek stoi przy najważniejszym skrzyżowaniu w Bytomiu, w miejscu zetknięcia sie dwóch dróg krajowych (79 i 94), przez które codziennie przejeżdżają dziesiątki tysięcy samochodów. Na ścianie szczytowej od strony ul. Karola Miarki zmieściłoby się z kilkanaście bilboardów i ekranów ledowych. Nie rozumiem dlaczego firma nie wykorzystała tego atutu. Każdy NORMALNY przedsiębiorca by z niego skorzystał.

Nie pojmuję motywów rodziny Glück. Doprowadzenie budynku do takiej ruiny to totalna niegospodarność. W tej chwili kamienica przy Chorzowskiej 2 nie jest ani w połowie tyle warta, co w 2004 roku. Firma przez swoją bezczynność straciła miliony jak nie dziesiątki milionów złotych. Kto wie ile przez taką wstydliwą wizytówkę straciło miasto, ilu inwestorów odstraszyła ta kamienica?

Chorzowska 2

Bytomianie mają już tego dosyć, dlatego postanowili „podziękować” firmie Glück. Na Facebooku powstała specjalna strona poświęcona kamienicy przy Chorzowskiej 2, za pomocą której internauci zbiorowo „dziękują” rodzinie z Czerwionki. Strona została założona wczoraj, a w chwili pisania tej notki, „lubi ją” już 175 osób. Ci wszyscy ludzie są niezadowoleni z postępowania firmy Glück i zamierzają skłonić ją w końcu do działania. Nie ma pewności czy się uda. Na pewno renoma produktów Glück nie będzie już tak wysoka jak dotychczas. Link do Facebooka:

Bytomianie dziękują firmie Glück

Link do strony firmy Glück: www.gluck.com.pl

Autorką zdjęć wykorzystanych w powyższej notce jest Ewa Zielińska

Czas na Superjednostkę

Pan prezydent na swoim blogu wyraził swoje niezadowolenie z Betonowej Kostki przyznanej Miejskiej Bibliotece Publicznej. Nie ma co się dziwić, bo choć jej projekt został przygotowany przez jego poprzednika, to z racji zrealizowania go w kolejnej kadencji, bury za niego od wyborców dostanie Koj.

Moim zdaniem prezydent nie powinien tak się tym przejmować, bo w przyszłym roku Bytom może mieć spore szanse na Superjednostkę – tym razem pozytywną nagrodę przyznawaną przez Stowarzyszenie Moje Miasto (organizatorów Kostki) za najlepsze inwestycje. Niedawno oddana do użytku hala sportowa Na Skarpie jest moim zdaniem jednym z faworytów. Dzięki zorganizowaniu konkursu architektonicznego miasto uzyskało świetny projekt renomowanej pracowni Maćków. Bytomski obiekt za sprawą oryginalnej formy wyróżnia się na tle nudnych i do bólu typowych hal budowanych w naszym kraju. Co więcej jest wszechstronny, bowiem służy nie tylko do organizacji imprez sportowych. Mieści się w nim sauna, siłownia, multimedialna sala konferencyjna i jedna z najwyższych ścianek wspinaczkowych w regionie, która dla dodania adrenaliny jest przeszklona na całej wysokości! Nie dość, że jej szczyt znajduje się na 14,5m, to widok z niej wypada akurat na kilkumetrową skarpę, co dodatkowo zwiększa doznania.

Hala sportowa Na Skarpie

Bytomianie naprawdę mogą być dumni z hali w Szombierkach. Już sporo o niej napisano, a jeszcze nie raz dzięki niej w mediach będzie słychać o naszym mieście. Jest to niepodważalny dowód, że opłaca się organizować konkursy architektoniczne, ponieważ to właśnie architektura wyróżnia miasta spośród innych. Dzięki secesyjnym kamienicom Bytom jest wyjątkowy i dobrze by było, żeby posiadał nowoczesne obiekty, którymi mógłby się pochwalić.

Muszę tu podkreślić, że Piotr Koj jest pierwszym prezydentem, za kadencji którego zaczęto organizować konkursy architektoniczne. Mam nadzieję, że przyznanie Betonowej Kostki utwierdziło go w przekonaniu, że warto pytać szersze grono architektów o zdanie.

Ach ta biblioteka…

Uwziąłem się na naszą bibliotekę, bo nie potrafię pojąć jak tak ważny i eksponowany gmach można przebudowywać bez organizowania wcześniej konkursu architektonicznego. Już nie chodzi mi nawet o budowanie jej w nowym miejscu, bo 5 milionów na pewno by na to nie wystarczyło. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, by za te pieniądze przeprowadzić modernizację, którą moglibyśmy się pochwalić. Zamiast tego mamy niczym nie wyróżniający się budynek.

Wielu ludzi dziwi mi się, że narzekam na nowy wizerunek MBP, bo przecież jest „czysto i ładnie”. I to jest największy problem. Bytomianom podoba się obecna elewacja, bo w głowach mają obraz zapuszczonych tafli szkła sprzed modernizacji. Było brudno, a teraz jest czysto, więc jest ładnie. W taki sam sposób oceniany jest dworzec kolejowy w Katowicach – trzeba zburzyć, bo jest brzydki, a jest brzydki, bo brudny. Po przebudowie gawiedź na pewno będzie się zachwycać, ponieważ nie będą już widzieć syfu. Niestety nie będą też widzieć kielichów i samego dworca, natomiast do oczu będzie się pchać stalowy potwór. Ale on będzie się im podobać… bo będzie czysty.

Rozumiem że do dyspozycji było tylko 5 milionów złotych, za które nawet nie ma co marzyć o budowie gmachu we właściwym miejscu. Żadnym problemem nie było zorganizowanie konkursu architektonicznego, by uzyskać lepszą koncepcję wyglądu elewacji. Zadaniem architekta jest dopasować się do potrzeb i możliwości inwestora, więc mogłoby wyjść coś bardzo oryginalnego, bo mały budżet wymaga bardziej kreatywnego podejścia. Niestety urzędnicy zdecydowali inaczej. Efekt jest taki, że modernizacja została nominowana do Makabryły i Betonowej Kostki – dwóch architektonicznych antynagród – bo obecnie wygląda jeszcze gorzej niż przed rewitalizacją. Zwykli ludzie to zauważą, gdy elewacja znów się zabrudzi i będą mogli w pamięci porównać brudną taflę szkła z zasyfioną imitacją klinkieru.

Liczę, że te dwie nominacje nauczą naszych samorządowców, że o wyborze projektów tak ważnych budynków powinien decydować zespół specjalistów, a nie kilku urzędników. Hala sportowa w Szombierkach i koncepcja przebudowy budynku bocznego Urzędu Miejskiego zdają się być zapowiedzią pozytywnych zmian w myśleniu. Niestety równocześnie zapadły decyzje o modernizacji Beceku według projektu sprzed 10 lat, utrzymanego w iście disneylandowskim stylu i aranżacji placu Sobieskiego przez pracownice Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów. Jak widać zmiana mentalności jeszcze nie nastąpiła i hala wraz z dobudówką UM są raczej „wypadkiem przy pracy”.

Aż chce się zaśpiewać „…a miało być tak pięknie…”

Przeczytaj też: MBP – kicz w złym miejscu