Zagadka północnego portalu

Kruchty do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny to miejsca gdzie czas się zatrzymał. Można usiąść przy południowym wejściu i zapomnieć o III Rzeczpospolitej, Polsce Ludowej, Trzeciej Rzeszy, Republice Weimarskiej, Cesarstwie Niemieckim, Królestwie Prus. Zapomnieć o węglu i stali, elektryczności, a nawet internecie. Cofnąć się daleko do XVI wieku, a może i dalej. Dziś przypatrzmy się mniej znanemu portalowi północnemu, Jest on równie ciekawy, a tematyka zdobiących go rzeźby stanowi nierozwiązaną do dziś zagadkę.

Renesansowy portal profilowany przez wałki i wklęski zamknięty jest łukiem półokrągłym. Po bokach zdobią go dwa pilastry. W górnej część trzonów obu pilastrów znalazły się postacie: po prawej kobiety w turbanie, z mieczem odcięta głowa – to Judyta lub według innych Herodiada; po lewej – rycerza w zbroi.

Ponad pilastrami i odcinkami belkowania widzimy o wiele większe płaskorzeźby. Po prawej stronie brodatą postać we włosiennicy wskazująca palcem na księgę, na której widnieje baranek z krzyżem. Baranek to oczywiście Baranek Boży – symboliczne wyobrażenie ofiary Chrystusa, a postać we włosiennicy to Jan Chrzciciel.

Po drugiej stronie znalazło się wyobrażenie równie skomplikowane co i zagadkowe. To kłębowisko twarzy i rąk. Doczekało się ono kilku interpretacji, ale żadna z nich nie była na tyle przekonująca, by zakończyć dyskusję. Na płaskorzeźbie przedstawiono trzy twarze rożnej wielkości, trzy dłonie oraz węża.

Największa głowa przedstawiona jest po stronie lewej, jest zaokrąglona jak księżyc w pełni – i może to być personifikacją tego ciała niebieskiego.

Średniej wielkości męska głowa po prawej stronie ma fantazyjną brodę i wąsy oraz równie oryginalne nakrycie głowy (czapkę lub hełm) opadające aż na oczy. Zęby tej postaci są mocno zaciśnięte, jak można się domyślać z bólu lub wysiłku. Stój i broda wskazują, że jest to postać o orientalnym pochodzeniu.

Pośrodku znalazła się najmniejsza główka – lalki, dziewczynki lub młodej kobiety. Wokół niej wyrzeźbiono ramię w szerokim bufiastym rękawie, a poniżej druga ręka trzymająca coś w rodzaju pędzla. Trzecia ręka, a w zasadzie jedynie koniuszki palców – wyłaniają się za głową brodacza – obok widać szyszkę, a poniżej węża. Czy jest to zespół maszkaronów, mających tylko zdobić portal i intrygować oglądającego, czy raczej postacie te nawiązują do jakieś opowieści z biblii?

Ksiądz Józef Szafranek (Schaffranek) widział tutaj proroka Jeremiasza (brodacz), Izrael (mała główka) oraz wschodnie imperia mu zagrażające (wielka okrągła głowa). Bibliotekarz z Goerlitz, Johann Carl Otto Jancke sugerował – że brodacz to Nehemiasz. Ja zastanawiałem się czy brodata głowa z zaciśniętymi zębami nie jest odciętą głową Holofernesa. Czytelnikowi proponuję samodzielnie zmierzyć się z zagadką północnego portalu kościoła Mariackiego.

Jo się pytom – to jest Bytom?! – cz. 2

Bytom jest cudowny. W ostatnich latach dużo łatwiej można podziwiać jego urodę, ponieważ z roku na rok remontowanych jest coraz więcej kamienic. Okres od 2006 roku to szczęśliwy czas dla bytomskiej starówki, ponieważ jej rewitalizacja znacznie przyśpieszyła. Główną przyczyną jest wybudowanie Agory, ale także zmiana zasad sprzedaży miejskich kamienic, które wymusiły na nabywcach szybkie przeprowadzenie remontu i wyeliminowały spekulantów. Poniżej przedstawiam kolejną porcję zdjęć naszego pięknego Bytomia:

Ul. Gliwicka:

Kamienice przy Gliwickiej i Dzieci Lwowskich

Zrewitalizowana ul. Gliwicka w Bytomiu

Ulica Gliwicka w centrum Bytomia

Poprzednia część – ul. Dworcowa i Rycerska >>>

90 lat temu wróciły tu wojska niemieckie

Kilka dni temu hucznie obchodzono 90. rocznicę przyłączenia części Górnego Śląska do II Rzeczypospolitej. Natomiast wczoraj po cichu minęło 90 lat od powrotu Bytomia we władanie niemieckie. Dokładnie 4 lipca 1922 roku w atmosferze święta do miasta wkroczyła 2. i 3. Kompania 5. Pułku Piechoty ze Szczecina…

Wraz z początkiem 1920 roku wszedł w życie traktat wersalski, zgodnie z którym mieszkańcy górnośląskich miast mieli zadeklarować, w jakim państwie chcą żyć: w Niemczech, czy Polsce? 21 marca 1921 roku większość bytomian opowiedziało się za pozostaniem w granicach Republiki Weimarskiej. Spośród 40 091 głosujących, aż 29 890 (72,3%) wskazało Niemcy. Trzeba jednak wiedzieć, że wówczas granice Bytomia obejmowały jedynie obecne Śródmieście. Dzisiejsze dzielnice były samodzielnymi gminami, gdzie – z wyjątkiem Bobrka – plebiscyt wygrała Polska.

Ostateczną decyzję o przynależności terytorialnej podjęła jednak Rada Ambasadorów. W Niemczech pozostawiono dzisiejsze Śródmieście wraz z Rozbarkiem, Karbiem, Miechowicami, Stolarzowicami, Górnikami, Bobrkiem i Szombierkami. Cała reszta obecnych dzielnic znalazła się w Polsce. Doprowadziło to do kuriozalnej sytuacji, ponieważ granica podzieliła gospodarstwa rolne, linie tramwajowe, a nawet chodniki górnicze. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że rodziło to duże problemy dla mieszkańców.

Mapa Bytomia z 1925 roku

Niemniej w dniu 4 lipca 1922 roku miasto świętowało, co doskonale widać na zachowanych zdjęciach. Na placu Kościuszki ustawiono wysoką na dwa piętra bramę tryumfalną, przez którą przemaszerowali żołnierze Reichswehry. Witały ich tłumy wiwatujących bytomian, machających radośnie kapeluszami.

Wkroczenie Reichswehry do Bytomia

Historiograf, Józef Piernikarczyk tak relacjonował te wydarzenia:

„Miasto pełne ludzi – ale znacznie mniej niż w Katowicach. Idziemy przez ulice dobrze tak nam znane. Przez publiczność zupełnie niemiecką przepychają się świetnie ubrani, rumiani, wysocy, aroganccy Anglicy. Obracając laseczkami w rękach spod hardych swych płaskich czapek patrzą z wyzywającym wyrazem znudzenia na tłumy. Publiczność też spokojna. Mowy polskiej nie słychać wcale. Podobno niebezpiecznie jest tu mówić głośno po polsku. Skręcamy na ul. Gliwicką, gdzie stoi hotel Lomnitz, siedziba dawnego Komisariatu Plebiscytowego. Już nikogo nie ma. W budynku, w którym mieściło się kiedyś centrum tego, co stanowiło siłę polskości na Śląsku, dziś głucho. Drzwi żelazne, wprawione w okresie czasów plebiscytowych, dziś stoją otworem. nikt ich nie potrzebuje strzec – już Niemcy nie będą napierać na nie, bo już za późno… Jeszcze dziś, gdy już sztandar niemiecki wisi nad dworcem bytomskim, Niemcy w Bytomiu pokazują sobie tę niezłomną twierdzę naszego ducha.”

Z kolei dr Arthur Riedel tak opisywał ten dzień:

„Akordy radości drgały we wszystkich sercach. Skończyły się czasy cierpień, w których doświadczano samowoli francuskich oddziałów a w nocy zamachów powstańczych. Za nami jest czas, gdy francuska kawaleria z gołą bronią zaatakowała bezbronny tłum… gdy Francuzi celowali w okna domów a karabiny maszynowe na czołgach straszyły przechodniów, gdy krew bytomian plamiła ulice. Teraz znów mogły rozbrzmiewać niemieckie pieśni, znów mogły powiewać niemieckie chorągwie, które przez dwa i pół roku musiały pozostawać w ukryciu. Takiego dnia wspólnej, najgłębszej radości nasze miasto rodzinne nie przeżywało nigdy dotąd. W oddziałach wojsk i policji pozdrawiano wysłanników niemieckiej ojczyzny.”

Od tego momentu Bytom stał się oczkiem w głowie niemieckich władz. Miasto „wcinające” się w terytorium Polski miało niezwykle duże znaczenie propagandowe. Rzesza za jego pomocą starała się demonstrować swoją wielkość. W ten sam sposób Polska posłużyła się Katowicami. W skutek rywalizacji dwóch krajów oba miasta przeżywały lata bardzo dynamicznego rozwoju, podczas których powstało wiele spektakularnych obiektów. W Bytomiu m.in. Muzeum Górnośląskie, kino Gloria, dworzec kolejowy, pływalnia kryta oraz całe kwartały zabudowy mieszkalnej, a w Katowicach drapacz chmur i Muzeum Śląskie.

Po 23 burzliwych latach niemiecki Beuthen stał się polskim Bytomiem…

***
Cytaty pochodzą z książki „Historia Bytomia 1254 – 2000” autorstwa Jana Drabiny.

Zdjęcie dnia (z 8 grudnia 1932 roku)


[Stary cmentarz żydowski wg Beuthen O/S, Berlin 1929, s. 48]

W 1932 roku tygodnik Oberschlesien im bild (Górny Śląski w obrazach) wybrał na zdjęcie dnia widok starego cmentarza żydowskiego na dawnych wałach miejskich Bytomia.

 
[Stary cmentarz żydowski wg Oberschlesien im Bild, 1932, nr 50, s. 8]

Kilka lat później rozpoczęły się prześladowania ludności żydowskiej, a w 1939 roku miasto „wykupiło” teren starego cmentarza. Ostatecznie zlikwidowano go na początku lat sześćdziesiątych XX wieku. Dziś pozostało po nim tylko kilka archiwalnych zdjęć i kilkanaście macew przeniesionych na „nowy” cmentarz żydowski przy ulicy Piekarskiej.


[Stary cmentarz żydowski ok. 1955 r., wg J.Drabina, Historia Bytomia, Bytom 2010, s. 362]

Krótka historia.
Cmentarz założył w 1732 roku Izrael Böhm, na terenie podarowanym przez Lazarusa Henckel von Donnersmarcka. Cmentarz usytuowany był tuż za murami miejskimi w pobliżu bramy Gliwickiej. Do dzisiaj w tym miejscu znajduje się skarpa – pozostałość dawnej suchej fosy. W połowie XIX wieku dokupiono dalszy teren, powiększając jego obszar do 0,26 hektara.



Brama ogrodzenie od Kaiserstraße (obecnie ulica Piastów Bytomskich) zaprojektował w 1866 roku Goldstein.

Przy Kaiserstraße, na północ od cmentarza znajdował się także dom przedpogrzebowy. Po wyznaczeniu nowego cmentarza (przy ulicy Piekarskiej) w 1866 roku liczba pochówków tutaj znacznie zmalała, a ostatni odbył się w 1897 roku. Nigdy nie dokonano tutaj ekshumacji – dlatego dla ortodoksyjnych żydów miejsce to wciąż pozostaje cmentarzem. 


[Macewy ze starego cmentarza, na prawej widoczna data 5 Adar 517 roku wg małej rachuby, czyli 25 lutego 1757 r.]

Jo się pytom – to jest Bytom?!

Bytom jest piękny! Zawsze tak uważałem i nadal tak twierdzę. Z kolei w opinii wielu osób jest brzydki, ale wynika to tylko z tego, że wiele budynków jest zaniedbanych, co nie znaczy, że nie są ładne. Architektura Bytomia jest fantastyczna i na przykładzie wyremontowanych kamienic można przekonać się, jaki tkwi tu potencjał piękna. Aby to udowodnić, rozpoczynam na blogu cykl fotograficzny, przedstawiający zadbane zakątki miasta. Czas zacząć!

Ul. Dworcowa:

Ulica Dworcowa

Deptak w Bytomiu

Ul. Rycerska:

Ulica Rycerska w Bytomiu

To na razie niewielka próbka. Ciąg dalszy nastąpi… 🙂

Rewaloryzacja czy destrukcja?

Znajomy z blogu: http://bryla.gazetadom.pl/blogi/art1900 nadesłał mi zapomniany, a jakże ważny dla historii naszego miasta tekst: „Bytom – projekt rewaloryzacji centrum” pochodzący z miesięcznika „Architektura” nr 11 z roku 1975 (s. 355-357). Tekst odsłania wiele zapomnianych aspektów najnowszej historii Bytomia oraz mentalność ówczesnych środowisk architektonicznych. Jego znajomość wydaje mi się na tyle ważna, że przytoczę tutaj jego obszerne fragmenty i towarzyszące mu ilustracje – wraz z własnymi uszczypliwymi komentarzami, za które z góry przepraszam.

Autor tekstu – Andrzej Gliński – we wstępie pisze:

Bytom jest bodaj najstarszym miastem Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. O powstaniu miasta zadecydowały czynniki najzwyklejsze: warunki fizjograficzne, położenie na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych i handlowych oraz, co jest najistotniejsze, miejscowe bogactwa naturalne – złoża węgla kamiennego i rud cynku. Powstanie miasta średniowiecznego na terenie obecnego śródmieścia przypuszczalnie przypada na wiek XII.

W rzeczywistości cynk zaczęto wykorzystywać w Europie dopiero w XVII wieku, a najstarszy przekaz o wydobyciu węgla kamiennego na Górnym Śląsku (Murcki) pochodzi z 1657 roku. Miasto na obecnym miejscu było lokowane w XIII wieku. Wstęp ujawnia więc brak wiedzy autora nie tylko w zakresie historii Bytomia, ale także historii techniki. Może to tym bardziej irytować, że tekst utrzymany jest w tonie kategorycznym i autorytatywnym.

Dalsza historię oraz stan obecny (rok 1975) Bytomia Gliński podsumowuje:

Losy miasta w okresie międzywojennym oraz tuż po wojnie nie były pewne. Dochodziła do tego niezbyt szczęśliwa działalność ludzi odpowiedzialnych za kształt przestrzenny miasta i jego wyraz architektoniczny. (…) A miasto tętniło i tętni życiem – 187 tys. mieszkańców, 97 tys. zatrudnionych, rozbudowujący się przemysł, wzrastająca rola miasta jako ośrodka centralnego północnego rejonu GOP — wszystko to wymagało szybkich decyzji. Pierwszym optymistycznym symptomem zmian było ogłoszenie przez Towarzystwo Urbanistów Polskich w roku 1972, na zlecenie prezydium MRN w Bytomiu, konkursu otwartego studialnego na opracowanie koncepcji zagospodarowania przestrzennego śródmieścia.

Ta niesławna decyzja Miejskiej Rady Narodowej w Bytomiu z 26 października 1972 roku wywołała entuzjazm biur architektonicznych. Liczyły one, że zostaną dostrzeżone w konkursie co oczywiście wiązało się z prestiżem i korzyściami materialnymi. Nic w tym złego, gdyby projektanci podeszli do swojej pracy w sposób rzetelny, oparli go na wiedzy i doświadczeniu, a projekty powstały z myślą o rzeczywistych potrzebach mieszkańców. Tak jednak nie było.



Przypomnijmy dalszy fragment tekstu z „Architektury”:

Na konkurs wpłynęły 53 prace. Sąd konkursowy nie podjął jednoznacznej decyzji — przyznał 3 równorzędne nagrody zespołom: z Opola, Krakowa i Warszawy. W zasadzie wszystkie prace charakteryzowały się lokalizowaniem centrum prostopadle do osi wschód-zachód w powiązaniu z dworcem PKP i PKS. W opracowaniach zwracało uwagę: poszanowanie historycznego układu urbanistycznego Starego Miasta z tendencja do wydobycia jego średniowiecznego zarysu, nieliczenie się z zabudową XIX-wieczną, przeskalowanie nowych założeń w stosunku do istniejącego miasta i niepreferowanie rozwoju centrum w kierunku zachodnim.

Nieliczenie się z historyczną zabudową było cechą charakterystyczne dla architektów z 53 zespołów! Dziś napawa nas to trwogą, a Gliński, wręcz przeciwnie, w tej sytuacji pozostawał optymistą:

Drugim optymistycznym symptomem zmian było to, że projekty nie poszły do lamusa. W roku 1973, po rezygnacji zespołu opolskiego i krakowskiego, opracowanie planu szczegółowego zagospodarowania przestrzennego śródmieścia miasta powierzono zespołowi warszawskiemu.(…) Podjęli się (oni) zadania przywrócenia jego zabytkowego układu i powiązania go z główną osią kompozycyjna centrum. (…) Najwięcej wątpliwości budzić może wyburzenie bloku między placem Kościuszki i ulica Jainty. Autorzy planu zdecydowali się na to i chyba słusznie. Pomijając małe wartości architektoniczne tego bloku, „zatkał” on naturalne przedpole dawnego miasta. Choć muszę przyznać, że decyzja ta wywołuje mieszane uczucia zarówno z uwagi na oryginalny, wytworzony przypadkowo, kształt placu Kościuszki, jak i na całkowite rozerwanie narosłej tkanki miejskiej. Stworzenie jednak nowego placu — forum miasta pozwala nie tylko na odsłonięcie kształtu średniowiecznego, lecz również na płynne połączenie Starego Miasta z zasadniczym nowym centrum ogólnomiejskim — zespołem trzech domów towarowych.

Niewiarygodne, ale autor uważał, że poprzez wybudowanie betonowych klocków odsłoni kształt średniowiecznego miasta. Klocki miały sięgać daleko na zachód, planowano bowiem także wybudować je w miejscu sądu i wiezienia. To akurat nie dziwi. 1981 roku prokuratorka badała sprawę wyburzenia „kwartału”, więc chęć pozbycia się tych budynków świadczy o dalekowzroczności warszawskich urbanistów.



Na szczęście dla Bytomia, ta radosna twórczość nie została w pełni doceniona i zaakceptowana co oczywiście zasmuciło piewcę betonowych potworów, który w dalszej części artykułu napisał:

Przyznam się, że oglądając prace zaprezentowane przez zespoły Inwestprojektu (dwie z Katowic i jedna z Gliwic) rozczarowałem się. (…) W określone działki „wtłoczono” kubaturę bez oglądania się na otoczenie. Stad wszystkie opracowania cechuje jedno — obcość w stosunku do otoczenia, pretensjonalność brył i agresywność elewacji.

I w tym miejscu powinien być koniec historii optymistycznej, bo na razie nie widać dalszych pozytywnych działań. Władze miejskie Bytomia, konsekwentnie realizujące podstawowe zadania, zleciły w tym roku trzem zespołom opracowanie porównawcze (bo trudno je nazwać konkursem) koncepcji urbanistyczno-architektonicznej fragmentu centrum obejmującego obszar najbardziej dyskusyjny — część placu P. Maciejewskiej aż po istniejący budynek sądu.

Domyślam się, że projektanci z Inwestprojektu nie należeli do kręgu towarzysko-zawodowego Andrzeja Glińskiego, dlatego ten ostro krytykuje ich koncepcję:

W rozmowie z architektem miejskim i głównym projektantem planu szczegółowego padło sformułowanie: ,,W przedstawionych pracach nie ma w ogóle architektury”. A więc co dalej? Architekt miejski jest pesymistą. Rozumiem to — miasto potrzebuje jak najszybciej realizacji, zbyt długo czekało na decyzję.

Oczywiście miasto nie potrzebowało tych koszmarnych i nieekonomicznych projektów, zależało na tym biurom projektowe, szczególnie tym preferowane przez Glińskiego:

Ale z drugiej strony, czy wybranie z trzech złych (lub słabych) jednego projektu do dalszego opracowania jest słuszne? Decyzja wyburzenia XIX-wiecznego bloku była bardzo trudna, kto podejmie takie ryzyko w przyszłości? Moim zdaniem, ażeby nie zaprzepaścić cennych wartości osiągniętych dotąd, należałoby jednak zorganizować konkurs zamknięty, a nawet otwarty – bo dyskusja nad tym fragmentem miasta może naprawdę przypominać burzę, jaka rozpętała się po likwidacji hal paryskich.

W taki sposób przepychali się tak zwani urbaniści sprzed czterdziestu lat. Paradoksalnie dzięki tej szarpaninie termin wyburzeń był odkładany i ostatecznie w 1979 roku destrukcji uległ tylko (!) kwartał między pl. Kościuszki i ulica Jainty. Czterdzieści lat temu mała grupa lobbystów kierująca się chęcią stosunkowo skromnego zysku była w stanie zniszczyć spora część Bytomia. Co państwu to przypomina?

 

 

Bytom – hasie, szkło, bele co – to jednak blog z natury optymistyczny, wierzę więc że nauczeni doświadczeniami z 1979 i 2011 roku bytomianie do kolejnych takich pomysłów nie dopuszczą.

Więcej władzy dla obywateli!!!

Pomijając silny udział polityków w akcji referendalnej, wciąż jest to jakimś wyrazem obywatelskiego zrywu. Chciałbym, żeby w tym przypływie społecznej siły nie skończyło się tylko na odwołaniu prezydenta i Rady Miejskiej. Pójdźmy dalej! Niech mieszkańcy przejmą władzę w Bytomiu!

herb miasta Bytomia

To ostatnie zdanie jest oczywiście mrzonką, ale można chociaż częściowo „podzielić się władzą” z mieszkańcami. Wybory co 4 lata to zdecydowanie za mało, aby bytomianie mogli mieć realny wpływ na losy swojego miasta. Trzeba czegoś więcej.

Jakiś czas temu Wojciech Staszczak ze stowarzyszenia Projekt Bytom stworzył projekt Inicjatywy Uchwałodawczej Mieszkańców. To rozwiązanie z powodzeniem funkcjonuje już w wielu miastach Polski (np. Katowice, Szczecin), ale wciąż nie uzyskało poparcia wśród władz Bytomia. Projekt był przedstawiany zarówno przedstawicielom koalicji, jak i opozycji, lecz żadna ze stron nie podjęła konkretnych działań, by wprowadzić go w życie. A o co chodzi? Dzięki IUM mieszkańcy po zebraniu stosownej ilości podpisów, mogą składać własne projekty uchwał do Rady Miejskiej i w ten sposób aktywnie wpływać na obowiązujące prawo miejscowe. W tej chwili projekty uchwał mogą wnosić jedynie radni i prezydent – bytomianie mogą jedynie próbować zainteresować ich swoimi pomysłami, ale nic ponad to.

Co jeszcze? Budżet obywatelski. Od przyszłego roku takie rozwiązanie ma funkcjonować w Chorzowie i Dąbrowie Górniczej. Za jego sprawą w budżecie tych gmin znajdzie się pewna pula pieniędzy (6 mln zł w Chorzowie i 8 mln zł w DG), która będzie przeznaczana na problemy zgłaszane przez mieszkańców za pomocą ankiet. W ten sposób obywatele będą mogli doprowadzić do naprawy chodników przy swoich ulicach, budowy wiat przystankowych itp. Pomysł wdrożenia budżetu obywatelskiego w Bytomiu zgłaszał radny Mariusz Kurzątkowski, dlatego mam nadzieję, że po wyborach ta idea uzyska odpowiednie poparcie w naszej radzie.

Kolejna sprawa, to Rady Dzielnic. To następne rozwiązanie, które przybliża władzę mieszkańcom. Zostało ono już wprowadzone w Bytomiu, ale na razie funkcjonuje wyłącznie w Miechowicach, natomiast w Stolarzowicach, Górnikach i Bobrku trwa procedura ich powołania. Aby powstały kolejne rady dzielnic, potrzebne jest zawiązanie grupy inicjatywnej przez mieszkańców, która następnie musi zebrać odpowiednią liczbę podpisów pod wnioskiem o utworzenie Rady Dzielnicy. Ten z kolei jest później składany Radzie Miejskiej, sprawdzającej czy warunki formalne zostały spełnione. Jeśli tak jest, to ogłaszane są wybory. Radni dzielnicowi pełnią swoją funkcję społecznie, a ich kompetencje opierają się na opiniowaniu decyzji władz miejskich oraz wnioskowanie o rozwiązywanie problemów mieszkańców.

Jeżeli te trzy rozwiązania zostałyby wprowadzone w naszym mieście, bytomianie nie musieliby się już uciekać do tak drastycznych kroków, jak referendum. Wówczas rządzenie miastem mogłoby wreszcie przypominać dialog władz z mieszkańcami. Nie byłoby innego wyjścia, bo prezydent i Rada Miejska w końcu musieliby się zacząć liczyć ze zdaniem obywateli. Do tej pory wyglądało to tak, że rządzący przez 4 lata robili, co chcieli. Referendum pokazało, że wszystko ma swoje granice. Liczę, że od teraz obywatelska władza będzie bardziej znacząca w mieście.

Lew nie śpi

 

Miesiąc przed referendum mieliśmy dosyć niejasną wiedzę o skomplikowanej bytomskiej polityce. W skrócie: jedna strona (rządząca) twierdziła, że „musi podejmować trudne decyzje z poczuciem odpowiedzialności”, a druga (opozycja) że „władza oszczędza na wszystkim, ale nie na sobie i swoich współpracownikach, którzy koszą publiczna kasę”. Zwykły mieszkaniec miasta, który chciałby poznać prawdę, musiał się napracować, by zdobyć szeroką wiedzę z różnych dziedzin. Musiałby poznać ustawy samorządowe, budżet miasta za ostatnie kilkanaście lat, a w terenie skonfrontować realia z urzędową dokumentacją. Pogrążonym w rozterkach bytomianom nieoczekiwanie przyszły w sukurs ogłoszenia i plakaty rządzącej koalicji. „Jest dobrze, śpij, nie interesuj się polityką, a będzie jeszcze lepiej”.

Każdy bytomianin – poza emerytką Heleną i maturzystą Dominikiem – zorientował się, że próbują go… Odwieść od korzystania z praw i przywilejów, jakich dostarcza demokracja, bo autocenzura nie pozwala mi tego dosadniej nazwać. 17 czerwca za odwołaniem prezydenta miasta glosowało 28.154 bytomian, przeciw było 771; za odwołaniem rady miejskiej głosowało 28.019, przeciw 865. Taka jednomyślność rzadko się w polskim społeczeństwie zdarza. Następnego dnia była piękna pogoda, ale nie był to w Bytomiu jedyny powód uśmiechów na twarzach. Mieszkańcy podawali sobie ręce i nawzajem gratulowali wyniku referendum.

Niestety radość nie potrwa długo. Za kilka miesięcy politycy od prawej do lewej (w tym radni, którzy zostali odwołani przytłaczająca większością głosów) znów będą chcieli „podejmować trudne decyzje z poczuciem odpowiedzialności”. Wtedy – bytomianie nie mogą spać.

p.s.

Jutro pora na Nowy Bytom – czyli referendum w Rudzie Śląskiej.

 

Niezarejestrowany zabytek

To jedna z najpiękniejszych secesyjnych kamienic Bytomia. Tylko tutaj zachowały się małe soczewkowe szyby – które błyszczą się w popołudniowym słońcu już od 107 lat.


Kamienica jest bardzo malarsko zaprojektowana, pod względem formy i materiału. Wszystko tu jest asymetryczne i kontrastowe. Zróżnicowane wykusze – mały jednokondygnacyjny jak w średniowiecznej wieży, czy wielokondygnacyjną na narożniku – typowy dla kamienic. Okna – potrójne lub pojedyncze – zamknięte prosto lub łukiem. Szczyty schodkowy, trójkątny lub poprowadzony płynna secesyjną linia. Najciekawsze są jednak kolory. Czerwona cegła ze wstawkami z zielonej klinkierowej, piaskowy kolor tynków, seledynowa stolarka – drwi, okna, altanka; zielone elementy metaloplastyki – kraty, balkoniki oraz wspomniane soczewkowe okna. Bardziej wygląda to jak pomysł malarza niż architekta.


Autorem projektu był mistrz murarski Eduard Arndt, który prowadził firmę budowlaną w Karbiu przejęta po Bertholdzie Boenischu.



Boenisch, (prawdopodobnie) teść Arndta, dorobił się znacznego majątku na swojej firmie budowlanej i żył już wtedy jako rentier we Wrocławiu. By rozkręcić interes budowlany Arndt przeniósł siedzibę firmy i swoje mieszkanie z Karbia do Bytomia, a że było taniej – to tak naprawdę na pod bytomski Rozbark. To była świetna parcela! Obok znajdowała się siedziba Bytomskiego Starostwa Powiatowego (dziś budynek Muzeum Górnośląskiego), a naprzeciw – Moltkeplatz – największy plac targowy Bytomia – bo tutaj przecież biegła granica między miastem Bytom a osadą Rozbark.



Arndt zaprojektował kamienicę (a w zasadzie zespól dwóch kamienic) w czerwcu 1905 roku, a w grudniu tegoż roku budynek był już gotowy i wprowadzali się pierwsi lokatorzy.



Ówczesny bum ekonomiczny powodował, że mieszkania, nawet te najdroższe nie stały puste. Warto przypomnieć, że przez pewien czas mieszkał tutaj także szwagier Arndta – Paul Klaus, kompozytor popularnych wówczas walców.

Mimo swojej niewątpliwej artystycznej wartości budynek na rogu ulic Korfantego i Sokoła nie jest wpisany do rejestru zabytków. Jego stan wciąż się pogarsza. Jeszcze w latach trzydziestych nakazano usunąć ozdobne sterczyny na szczytach budynku. Niedawno wymieniono drzwi wejściowe, a część okien zmieniono na plastikowe (!), tylko cześć z autentycznych wciąż ma seledynowy kolor. Pozostałe lokatorzy przemalowali na najdziwniejsze, zupełnie z sobą nieharmonizujące kolory. Smutny widok przedstawia brama z niewidocznymi pod odchodzącą farbą secesyjnymi ozdobami.

A przecież niewielkim kosztem pracy i dbałością można by tutaj przywrócić dawny blask.

 

p.s.


i jeszcze stiuki w mieszkaniu – zdjęcie nadesłane przez czytelnika – o tym nie miałem pojęcia!

Sklep z tradycją

Ile w Bytomiu zachowało się takich sklepów? Sklepów, w których miła obsługa i schludny wystrój łączy się z poszanowaniem tradycji.

Pomysł był Daniela. Od trzech lat fotografuję „stary” Bytom – rzeźby na elewacjach, witraże w klatkach schodowych czy malownicze podwórka, ale nigdy nie pomyślałem o sklepach. Sklepy tak często zmieniają nie tylko właściciela, ale także asortyment, że nie powinno się nic zachować. Jednak są wyjątki. Tak jest w sklepie mięsnym przy ulicy Mickiewicza.

Bardzo nas ucieszyło miłe przyjęcie. Panie pozwoliły nam rozłożyć statyw i wszystko fotografować. To również dzięki nim możecie zobaczyć kafelki ze sklepu mistrza rzeźniczego Ferdinanda Dombka.

Taka mała Europa. Nikomu tu nie przeszkadzały i nie przeszkadzają napis z nazwiskiem dawnego właściciela, a tym bardziej sympatyczne kafelki z wołem i krową. 

Zacznijmy jednak od początku, czyli roku 1903. Na terenie dawnej kopalni cynku Rococo, na zupełnych nieużytkach, gdzie nie było nawet jednej wiejskiej chałupy, zaczęły powstawać wtedy 5-kondygnacyjne kamienice. Wytyczono tu kilka ulic, w tym Friedrichstraße (dzisiaj ulica Mickiewicza) gdzie pod numerem 12 powstała kamienica Wilhelma Struziny.  Zaprojektował ją budowniczy Alfons Powolik w stylu eklektyzmu, z malowniczymi trzykondygnacyjnymi logiami i pseudobarokowymi szczytami po bokach. Na parterze, po lewej stronie znalazł się wtedy tylko jeden sklep, a część środkową parteru zaprojektowano jako mieszkania. 

Już po kilku latach kamienica zmieniła właściciela. Z książki adresowej z roku 1912 dowiadujemy się, że należała do handlarza zwierzętami gospodarczymi (niemieckie: Viehhändler) Franza Dombka.  Piętnaście lat później, w 1927 roku jako właściciel kamienicy figuruje zapewne syn Franza – mistrz rzeźniczy (niemieckie: Fleischmeister) Ferdninad Dombek. To on musiał zlecić przebudowę mieszkań w środkowej części parteru na sklep mięsny. Dla zachowania higieny wszystkie ściany wyłożono glazurowanymi kafelkami pochodzącymi ze spółki Emil Elsner – Hurtownia Budowlana mieszczącej się w Bytomiu przy ulicy Chorzowskiej (Emil Elsner G.m.b.H. Baumaterialen-Grosshandlung, Königshütter-Chaussee 10a).

Wśród kafelek znalazły się cztery (po dwie identyczne pary) śliczne z wizerunkami mężczyzny i wołu oraz kobiety i krowy.

Taka drobna rzecz a cieszy. Żal więc że nie możemy zobaczyć dawnego wyposażenia o wiele bogatszych sklepów przy Rynku, Bulwarze (Placu Kościuszki) czy ulicy Dworcowej, liczymy jednak, że coś jeszcze w Bytomiu znajdziemy.