Rewaloryzacja czy destrukcja?

Znajomy z blogu: http://bryla.gazetadom.pl/blogi/art1900 nadesłał mi zapomniany, a jakże ważny dla historii naszego miasta tekst: „Bytom – projekt rewaloryzacji centrum” pochodzący z miesięcznika „Architektura” nr 11 z roku 1975 (s. 355-357). Tekst odsłania wiele zapomnianych aspektów najnowszej historii Bytomia oraz mentalność ówczesnych środowisk architektonicznych. Jego znajomość wydaje mi się na tyle ważna, że przytoczę tutaj jego obszerne fragmenty i towarzyszące mu ilustracje – wraz z własnymi uszczypliwymi komentarzami, za które z góry przepraszam.

Autor tekstu – Andrzej Gliński – we wstępie pisze:

Bytom jest bodaj najstarszym miastem Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. O powstaniu miasta zadecydowały czynniki najzwyklejsze: warunki fizjograficzne, położenie na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych i handlowych oraz, co jest najistotniejsze, miejscowe bogactwa naturalne – złoża węgla kamiennego i rud cynku. Powstanie miasta średniowiecznego na terenie obecnego śródmieścia przypuszczalnie przypada na wiek XII.

W rzeczywistości cynk zaczęto wykorzystywać w Europie dopiero w XVII wieku, a najstarszy przekaz o wydobyciu węgla kamiennego na Górnym Śląsku (Murcki) pochodzi z 1657 roku. Miasto na obecnym miejscu było lokowane w XIII wieku. Wstęp ujawnia więc brak wiedzy autora nie tylko w zakresie historii Bytomia, ale także historii techniki. Może to tym bardziej irytować, że tekst utrzymany jest w tonie kategorycznym i autorytatywnym.

Dalsza historię oraz stan obecny (rok 1975) Bytomia Gliński podsumowuje:

Losy miasta w okresie międzywojennym oraz tuż po wojnie nie były pewne. Dochodziła do tego niezbyt szczęśliwa działalność ludzi odpowiedzialnych za kształt przestrzenny miasta i jego wyraz architektoniczny. (…) A miasto tętniło i tętni życiem – 187 tys. mieszkańców, 97 tys. zatrudnionych, rozbudowujący się przemysł, wzrastająca rola miasta jako ośrodka centralnego północnego rejonu GOP — wszystko to wymagało szybkich decyzji. Pierwszym optymistycznym symptomem zmian było ogłoszenie przez Towarzystwo Urbanistów Polskich w roku 1972, na zlecenie prezydium MRN w Bytomiu, konkursu otwartego studialnego na opracowanie koncepcji zagospodarowania przestrzennego śródmieścia.

Ta niesławna decyzja Miejskiej Rady Narodowej w Bytomiu z 26 października 1972 roku wywołała entuzjazm biur architektonicznych. Liczyły one, że zostaną dostrzeżone w konkursie co oczywiście wiązało się z prestiżem i korzyściami materialnymi. Nic w tym złego, gdyby projektanci podeszli do swojej pracy w sposób rzetelny, oparli go na wiedzy i doświadczeniu, a projekty powstały z myślą o rzeczywistych potrzebach mieszkańców. Tak jednak nie było.



Przypomnijmy dalszy fragment tekstu z „Architektury”:

Na konkurs wpłynęły 53 prace. Sąd konkursowy nie podjął jednoznacznej decyzji — przyznał 3 równorzędne nagrody zespołom: z Opola, Krakowa i Warszawy. W zasadzie wszystkie prace charakteryzowały się lokalizowaniem centrum prostopadle do osi wschód-zachód w powiązaniu z dworcem PKP i PKS. W opracowaniach zwracało uwagę: poszanowanie historycznego układu urbanistycznego Starego Miasta z tendencja do wydobycia jego średniowiecznego zarysu, nieliczenie się z zabudową XIX-wieczną, przeskalowanie nowych założeń w stosunku do istniejącego miasta i niepreferowanie rozwoju centrum w kierunku zachodnim.

Nieliczenie się z historyczną zabudową było cechą charakterystyczne dla architektów z 53 zespołów! Dziś napawa nas to trwogą, a Gliński, wręcz przeciwnie, w tej sytuacji pozostawał optymistą:

Drugim optymistycznym symptomem zmian było to, że projekty nie poszły do lamusa. W roku 1973, po rezygnacji zespołu opolskiego i krakowskiego, opracowanie planu szczegółowego zagospodarowania przestrzennego śródmieścia miasta powierzono zespołowi warszawskiemu.(…) Podjęli się (oni) zadania przywrócenia jego zabytkowego układu i powiązania go z główną osią kompozycyjna centrum. (…) Najwięcej wątpliwości budzić może wyburzenie bloku między placem Kościuszki i ulica Jainty. Autorzy planu zdecydowali się na to i chyba słusznie. Pomijając małe wartości architektoniczne tego bloku, „zatkał” on naturalne przedpole dawnego miasta. Choć muszę przyznać, że decyzja ta wywołuje mieszane uczucia zarówno z uwagi na oryginalny, wytworzony przypadkowo, kształt placu Kościuszki, jak i na całkowite rozerwanie narosłej tkanki miejskiej. Stworzenie jednak nowego placu — forum miasta pozwala nie tylko na odsłonięcie kształtu średniowiecznego, lecz również na płynne połączenie Starego Miasta z zasadniczym nowym centrum ogólnomiejskim — zespołem trzech domów towarowych.

Niewiarygodne, ale autor uważał, że poprzez wybudowanie betonowych klocków odsłoni kształt średniowiecznego miasta. Klocki miały sięgać daleko na zachód, planowano bowiem także wybudować je w miejscu sądu i wiezienia. To akurat nie dziwi. 1981 roku prokuratorka badała sprawę wyburzenia „kwartału”, więc chęć pozbycia się tych budynków świadczy o dalekowzroczności warszawskich urbanistów.



Na szczęście dla Bytomia, ta radosna twórczość nie została w pełni doceniona i zaakceptowana co oczywiście zasmuciło piewcę betonowych potworów, który w dalszej części artykułu napisał:

Przyznam się, że oglądając prace zaprezentowane przez zespoły Inwestprojektu (dwie z Katowic i jedna z Gliwic) rozczarowałem się. (…) W określone działki „wtłoczono” kubaturę bez oglądania się na otoczenie. Stad wszystkie opracowania cechuje jedno — obcość w stosunku do otoczenia, pretensjonalność brył i agresywność elewacji.

I w tym miejscu powinien być koniec historii optymistycznej, bo na razie nie widać dalszych pozytywnych działań. Władze miejskie Bytomia, konsekwentnie realizujące podstawowe zadania, zleciły w tym roku trzem zespołom opracowanie porównawcze (bo trudno je nazwać konkursem) koncepcji urbanistyczno-architektonicznej fragmentu centrum obejmującego obszar najbardziej dyskusyjny — część placu P. Maciejewskiej aż po istniejący budynek sądu.

Domyślam się, że projektanci z Inwestprojektu nie należeli do kręgu towarzysko-zawodowego Andrzeja Glińskiego, dlatego ten ostro krytykuje ich koncepcję:

W rozmowie z architektem miejskim i głównym projektantem planu szczegółowego padło sformułowanie: ,,W przedstawionych pracach nie ma w ogóle architektury”. A więc co dalej? Architekt miejski jest pesymistą. Rozumiem to — miasto potrzebuje jak najszybciej realizacji, zbyt długo czekało na decyzję.

Oczywiście miasto nie potrzebowało tych koszmarnych i nieekonomicznych projektów, zależało na tym biurom projektowe, szczególnie tym preferowane przez Glińskiego:

Ale z drugiej strony, czy wybranie z trzech złych (lub słabych) jednego projektu do dalszego opracowania jest słuszne? Decyzja wyburzenia XIX-wiecznego bloku była bardzo trudna, kto podejmie takie ryzyko w przyszłości? Moim zdaniem, ażeby nie zaprzepaścić cennych wartości osiągniętych dotąd, należałoby jednak zorganizować konkurs zamknięty, a nawet otwarty – bo dyskusja nad tym fragmentem miasta może naprawdę przypominać burzę, jaka rozpętała się po likwidacji hal paryskich.

W taki sposób przepychali się tak zwani urbaniści sprzed czterdziestu lat. Paradoksalnie dzięki tej szarpaninie termin wyburzeń był odkładany i ostatecznie w 1979 roku destrukcji uległ tylko (!) kwartał między pl. Kościuszki i ulica Jainty. Czterdzieści lat temu mała grupa lobbystów kierująca się chęcią stosunkowo skromnego zysku była w stanie zniszczyć spora część Bytomia. Co państwu to przypomina?

 

 

Bytom – hasie, szkło, bele co – to jednak blog z natury optymistyczny, wierzę więc że nauczeni doświadczeniami z 1979 i 2011 roku bytomianie do kolejnych takich pomysłów nie dopuszczą.

Więcej władzy dla obywateli!!!

Pomijając silny udział polityków w akcji referendalnej, wciąż jest to jakimś wyrazem obywatelskiego zrywu. Chciałbym, żeby w tym przypływie społecznej siły nie skończyło się tylko na odwołaniu prezydenta i Rady Miejskiej. Pójdźmy dalej! Niech mieszkańcy przejmą władzę w Bytomiu!

herb miasta Bytomia

To ostatnie zdanie jest oczywiście mrzonką, ale można chociaż częściowo „podzielić się władzą” z mieszkańcami. Wybory co 4 lata to zdecydowanie za mało, aby bytomianie mogli mieć realny wpływ na losy swojego miasta. Trzeba czegoś więcej.

Jakiś czas temu Wojciech Staszczak ze stowarzyszenia Projekt Bytom stworzył projekt Inicjatywy Uchwałodawczej Mieszkańców. To rozwiązanie z powodzeniem funkcjonuje już w wielu miastach Polski (np. Katowice, Szczecin), ale wciąż nie uzyskało poparcia wśród władz Bytomia. Projekt był przedstawiany zarówno przedstawicielom koalicji, jak i opozycji, lecz żadna ze stron nie podjęła konkretnych działań, by wprowadzić go w życie. A o co chodzi? Dzięki IUM mieszkańcy po zebraniu stosownej ilości podpisów, mogą składać własne projekty uchwał do Rady Miejskiej i w ten sposób aktywnie wpływać na obowiązujące prawo miejscowe. W tej chwili projekty uchwał mogą wnosić jedynie radni i prezydent – bytomianie mogą jedynie próbować zainteresować ich swoimi pomysłami, ale nic ponad to.

Co jeszcze? Budżet obywatelski. Od przyszłego roku takie rozwiązanie ma funkcjonować w Chorzowie i Dąbrowie Górniczej. Za jego sprawą w budżecie tych gmin znajdzie się pewna pula pieniędzy (6 mln zł w Chorzowie i 8 mln zł w DG), która będzie przeznaczana na problemy zgłaszane przez mieszkańców za pomocą ankiet. W ten sposób obywatele będą mogli doprowadzić do naprawy chodników przy swoich ulicach, budowy wiat przystankowych itp. Pomysł wdrożenia budżetu obywatelskiego w Bytomiu zgłaszał radny Mariusz Kurzątkowski, dlatego mam nadzieję, że po wyborach ta idea uzyska odpowiednie poparcie w naszej radzie.

Kolejna sprawa, to Rady Dzielnic. To następne rozwiązanie, które przybliża władzę mieszkańcom. Zostało ono już wprowadzone w Bytomiu, ale na razie funkcjonuje wyłącznie w Miechowicach, natomiast w Stolarzowicach, Górnikach i Bobrku trwa procedura ich powołania. Aby powstały kolejne rady dzielnic, potrzebne jest zawiązanie grupy inicjatywnej przez mieszkańców, która następnie musi zebrać odpowiednią liczbę podpisów pod wnioskiem o utworzenie Rady Dzielnicy. Ten z kolei jest później składany Radzie Miejskiej, sprawdzającej czy warunki formalne zostały spełnione. Jeśli tak jest, to ogłaszane są wybory. Radni dzielnicowi pełnią swoją funkcję społecznie, a ich kompetencje opierają się na opiniowaniu decyzji władz miejskich oraz wnioskowanie o rozwiązywanie problemów mieszkańców.

Jeżeli te trzy rozwiązania zostałyby wprowadzone w naszym mieście, bytomianie nie musieliby się już uciekać do tak drastycznych kroków, jak referendum. Wówczas rządzenie miastem mogłoby wreszcie przypominać dialog władz z mieszkańcami. Nie byłoby innego wyjścia, bo prezydent i Rada Miejska w końcu musieliby się zacząć liczyć ze zdaniem obywateli. Do tej pory wyglądało to tak, że rządzący przez 4 lata robili, co chcieli. Referendum pokazało, że wszystko ma swoje granice. Liczę, że od teraz obywatelska władza będzie bardziej znacząca w mieście.

Lew nie śpi

 

Miesiąc przed referendum mieliśmy dosyć niejasną wiedzę o skomplikowanej bytomskiej polityce. W skrócie: jedna strona (rządząca) twierdziła, że „musi podejmować trudne decyzje z poczuciem odpowiedzialności”, a druga (opozycja) że „władza oszczędza na wszystkim, ale nie na sobie i swoich współpracownikach, którzy koszą publiczna kasę”. Zwykły mieszkaniec miasta, który chciałby poznać prawdę, musiał się napracować, by zdobyć szeroką wiedzę z różnych dziedzin. Musiałby poznać ustawy samorządowe, budżet miasta za ostatnie kilkanaście lat, a w terenie skonfrontować realia z urzędową dokumentacją. Pogrążonym w rozterkach bytomianom nieoczekiwanie przyszły w sukurs ogłoszenia i plakaty rządzącej koalicji. „Jest dobrze, śpij, nie interesuj się polityką, a będzie jeszcze lepiej”.

Każdy bytomianin – poza emerytką Heleną i maturzystą Dominikiem – zorientował się, że próbują go… Odwieść od korzystania z praw i przywilejów, jakich dostarcza demokracja, bo autocenzura nie pozwala mi tego dosadniej nazwać. 17 czerwca za odwołaniem prezydenta miasta glosowało 28.154 bytomian, przeciw było 771; za odwołaniem rady miejskiej głosowało 28.019, przeciw 865. Taka jednomyślność rzadko się w polskim społeczeństwie zdarza. Następnego dnia była piękna pogoda, ale nie był to w Bytomiu jedyny powód uśmiechów na twarzach. Mieszkańcy podawali sobie ręce i nawzajem gratulowali wyniku referendum.

Niestety radość nie potrwa długo. Za kilka miesięcy politycy od prawej do lewej (w tym radni, którzy zostali odwołani przytłaczająca większością głosów) znów będą chcieli „podejmować trudne decyzje z poczuciem odpowiedzialności”. Wtedy – bytomianie nie mogą spać.

p.s.

Jutro pora na Nowy Bytom – czyli referendum w Rudzie Śląskiej.

 

Niezarejestrowany zabytek

To jedna z najpiękniejszych secesyjnych kamienic Bytomia. Tylko tutaj zachowały się małe soczewkowe szyby – które błyszczą się w popołudniowym słońcu już od 107 lat.


Kamienica jest bardzo malarsko zaprojektowana, pod względem formy i materiału. Wszystko tu jest asymetryczne i kontrastowe. Zróżnicowane wykusze – mały jednokondygnacyjny jak w średniowiecznej wieży, czy wielokondygnacyjną na narożniku – typowy dla kamienic. Okna – potrójne lub pojedyncze – zamknięte prosto lub łukiem. Szczyty schodkowy, trójkątny lub poprowadzony płynna secesyjną linia. Najciekawsze są jednak kolory. Czerwona cegła ze wstawkami z zielonej klinkierowej, piaskowy kolor tynków, seledynowa stolarka – drwi, okna, altanka; zielone elementy metaloplastyki – kraty, balkoniki oraz wspomniane soczewkowe okna. Bardziej wygląda to jak pomysł malarza niż architekta.


Autorem projektu był mistrz murarski Eduard Arndt, który prowadził firmę budowlaną w Karbiu przejęta po Bertholdzie Boenischu.



Boenisch, (prawdopodobnie) teść Arndta, dorobił się znacznego majątku na swojej firmie budowlanej i żył już wtedy jako rentier we Wrocławiu. By rozkręcić interes budowlany Arndt przeniósł siedzibę firmy i swoje mieszkanie z Karbia do Bytomia, a że było taniej – to tak naprawdę na pod bytomski Rozbark. To była świetna parcela! Obok znajdowała się siedziba Bytomskiego Starostwa Powiatowego (dziś budynek Muzeum Górnośląskiego), a naprzeciw – Moltkeplatz – największy plac targowy Bytomia – bo tutaj przecież biegła granica między miastem Bytom a osadą Rozbark.



Arndt zaprojektował kamienicę (a w zasadzie zespól dwóch kamienic) w czerwcu 1905 roku, a w grudniu tegoż roku budynek był już gotowy i wprowadzali się pierwsi lokatorzy.



Ówczesny bum ekonomiczny powodował, że mieszkania, nawet te najdroższe nie stały puste. Warto przypomnieć, że przez pewien czas mieszkał tutaj także szwagier Arndta – Paul Klaus, kompozytor popularnych wówczas walców.

Mimo swojej niewątpliwej artystycznej wartości budynek na rogu ulic Korfantego i Sokoła nie jest wpisany do rejestru zabytków. Jego stan wciąż się pogarsza. Jeszcze w latach trzydziestych nakazano usunąć ozdobne sterczyny na szczytach budynku. Niedawno wymieniono drzwi wejściowe, a część okien zmieniono na plastikowe (!), tylko cześć z autentycznych wciąż ma seledynowy kolor. Pozostałe lokatorzy przemalowali na najdziwniejsze, zupełnie z sobą nieharmonizujące kolory. Smutny widok przedstawia brama z niewidocznymi pod odchodzącą farbą secesyjnymi ozdobami.

A przecież niewielkim kosztem pracy i dbałością można by tutaj przywrócić dawny blask.

 

p.s.


i jeszcze stiuki w mieszkaniu – zdjęcie nadesłane przez czytelnika – o tym nie miałem pojęcia!

Sklep z tradycją

Ile w Bytomiu zachowało się takich sklepów? Sklepów, w których miła obsługa i schludny wystrój łączy się z poszanowaniem tradycji.

Pomysł był Daniela. Od trzech lat fotografuję „stary” Bytom – rzeźby na elewacjach, witraże w klatkach schodowych czy malownicze podwórka, ale nigdy nie pomyślałem o sklepach. Sklepy tak często zmieniają nie tylko właściciela, ale także asortyment, że nie powinno się nic zachować. Jednak są wyjątki. Tak jest w sklepie mięsnym przy ulicy Mickiewicza.

Bardzo nas ucieszyło miłe przyjęcie. Panie pozwoliły nam rozłożyć statyw i wszystko fotografować. To również dzięki nim możecie zobaczyć kafelki ze sklepu mistrza rzeźniczego Ferdinanda Dombka.

Taka mała Europa. Nikomu tu nie przeszkadzały i nie przeszkadzają napis z nazwiskiem dawnego właściciela, a tym bardziej sympatyczne kafelki z wołem i krową. 

Zacznijmy jednak od początku, czyli roku 1903. Na terenie dawnej kopalni cynku Rococo, na zupełnych nieużytkach, gdzie nie było nawet jednej wiejskiej chałupy, zaczęły powstawać wtedy 5-kondygnacyjne kamienice. Wytyczono tu kilka ulic, w tym Friedrichstraße (dzisiaj ulica Mickiewicza) gdzie pod numerem 12 powstała kamienica Wilhelma Struziny.  Zaprojektował ją budowniczy Alfons Powolik w stylu eklektyzmu, z malowniczymi trzykondygnacyjnymi logiami i pseudobarokowymi szczytami po bokach. Na parterze, po lewej stronie znalazł się wtedy tylko jeden sklep, a część środkową parteru zaprojektowano jako mieszkania. 

Już po kilku latach kamienica zmieniła właściciela. Z książki adresowej z roku 1912 dowiadujemy się, że należała do handlarza zwierzętami gospodarczymi (niemieckie: Viehhändler) Franza Dombka.  Piętnaście lat później, w 1927 roku jako właściciel kamienicy figuruje zapewne syn Franza – mistrz rzeźniczy (niemieckie: Fleischmeister) Ferdninad Dombek. To on musiał zlecić przebudowę mieszkań w środkowej części parteru na sklep mięsny. Dla zachowania higieny wszystkie ściany wyłożono glazurowanymi kafelkami pochodzącymi ze spółki Emil Elsner – Hurtownia Budowlana mieszczącej się w Bytomiu przy ulicy Chorzowskiej (Emil Elsner G.m.b.H. Baumaterialen-Grosshandlung, Königshütter-Chaussee 10a).

Wśród kafelek znalazły się cztery (po dwie identyczne pary) śliczne z wizerunkami mężczyzny i wołu oraz kobiety i krowy.

Taka drobna rzecz a cieszy. Żal więc że nie możemy zobaczyć dawnego wyposażenia o wiele bogatszych sklepów przy Rynku, Bulwarze (Placu Kościuszki) czy ulicy Dworcowej, liczymy jednak, że coś jeszcze w Bytomiu znajdziemy. 

Bytom w Google Street View

Google to fenomenalna firma, która dzięki ogromnemu kapitałowi może realizować najśmielsze pomysły. Kiedy inni nawet nie marzyli o mapach nałożonych na zdjęcia satelitarne, Google obfotografowało cały glob i umożliwiło każdemu oglądanie swojego domu z kosmosu. Chwilę później posunęło się jeszcze dalej – pozwolili internautom wirtualnie zwiedzać największe miasta świata. Bez ruszania się sprzed biurka, możemy spacerować po Paryżu, Barcelonie, czy Edynburga i oglądać nawet ich najdalsze zakątki.

Od niedawna Street View dostępne jest również w Polsce. Na pierwszy ogień poszła Łódź i ulica Piotrkowska. Bytomia jednak jeszcze obejrzeć się nie da. Póki co musimy zadowalać się serwisem Norc, który także oferuje takie wirtualne spacery, ale tamtejsze zdjęcia mają już kilka lat, a trochę się w Bytomiu zmieniło…

Pojazd Google z dziwacznym aparatem na dachu dotarł już do naszego miasta. W ostatnich dniach widywany był w różnych rejonach miasta. Kilku użytkowników Bytomskiego upolowało go w Śródmieściu, Zamłyniu, Szombierkach i Miechowicach. Oto dowody:

Google Street View na ul. Webera(c) jasiu

Pojazd Street View na Zamłyniu(c) Stavros

Auto Street View w Szombrach(c) s9pat

Samochód Google na ul. Nickla(c) majeranek

Wirtualny Bytom w Google powinien być gotowy dopiero w przyszłym roku. Nie ma się co dziwić, ponieważ do obrobienia jest mnóstwo materiału. Czekamy… 😀

Kryty basen znów dostepny

Na wyremontowanie krytej pływalni w Parku Kachla musieliśmy dość długo poczekać, ale byłem tam wczoraj i stwierdzam, że warto było czekać. Choć to wciąż jeden i ten sam budynek, to jego standard zmienił się o 180 stopni.

Kryty basen w parku miejskim

Starego basenu można nie poznać. Z jednego dużego, zrobiły się dwa mniejsze. Pierwszy, mały, jest bardziej rekreacyjny. Znajduje się w nim ławeczka i bicz wodny. Drugi, 25-metrowy, jest typowo pływacki. Aby móc uczyć dzieci pływania, jeden z torów wyposażono w specjalny pomost zmniejszający głębokość. Wokoło obu mis nie ma już kafelek. Podłogę wyłożono specjalną, antypoślizgową matą, więc już nikt nie skaleczy się w stopę, ani nie powinien się tak łatwo przewrócić.

Nowy basen w Bytomiu

Dzięki nowemu szklanemu dachowi do wnętrza basenu wpada znacznie więcej światła, niż kiedyś. W ten sposób w środku nawet w pochmurne dni powinno być stosunkowo jasno bez sztucznego oświetlenia. Ktoś twierdzi, że na krytym basenie nie da się opalić? B-Z-D-U-R-A! Nasza pływalnia ma fantastyczny taras, gdzie można rozłożyć się na leżakach i złapać trochę słońca :D.

Taras na basenie przy ul. Parkowej 1

Wzorem Aquaparku w Tarnowskich Górach nasz basen także jest wyposażony w elektroniczny system biletowy. Teraz każdy, kto zdecyduje się popływać, dostanie specjalną bransoletkę, która będzie zliczać czas spędzony na pływalni. Do każdej bransoletki jest przypięty kluczyk, przypisany do jednej z szafek w przebieralni. A tam z kolei są nowe natryski i stacjonarne suszarki do włosów.

Bicz wodny na basenie miejskim

Niestety nie wszystko musi być idealne. Godziny otwarcia od 10:00 do 18:00 uniemożliwią pracującym bytomianom korzystanie z basenu. Kto kończąc pracę o 16:00 w Katowicach zdąży co najmniej na 17:00, by móc jeszcze godzinę popływać? O pomstę do nieba woła szyld nad wejściem na pływalnię. Kicz straszny, w żaden sposób nie pasujący do modernistycznej architektury obiektu. Nie można było zamówić jakiegoś fajnego neonu, aby bardziej dopasować reklamę do klimatu lat 30-tych? Mam nadzieję, że te błędy szybko zostaną poprawione i w pełni będziemy mogli się cieszyć z wyremontowanej pływalni…